My first Publication MADEIN_issuu styczeń-luty | Page 27

POSTAĆ Bez słowa. To był niemiecki serial telewizyjny „Tatort” realizo- wany w Austrii. Nie mogło być powtórki sceny, pociąg jechał tylko raz. Aczkolwiek do każdej, najmniejszej nawet roli jestem zawsze świetnie przygotowany. Naliczyłam przynajmniej dziesięć ról policjantów w twoim dossier. Albo w drugą stronę – przynajmniej 110 razy nie zagrałem policjanta. Jeszcze przed „13 posterunkiem” dostałem rolę policjanta w serialu komediowym „Jest jak jest”. Poszedłem na prawdziwy posterunek zasięgnąć rady z pierwszej ręki. Pokazałem policjantowi swoje pomysły na zmiany w scena- riuszu. Facet zrobił się czerwony i jęknął: „Komedia? Znowu będziecie się z nas nabijać? Kiedy zrozumiecie, że my nie jesteśmy milicja tylko policja?”. Pracowałeś prawie z setką reżyserów. Który nauczył cię najwięcej? Każdy. Nie robię „podpinki” pod żadnego z nich, bo to zabiera energię pozostałym. Zawsze pozostanie dylemat: lepsza duża rola u jakiegoś Kociubrzyńskiego czy mała u Spielberga? To moje aktorskie umiejętności mówią o mnie, a nie to z kim piłem kawę w bufecie. Szczególny sentyment w świecie aktorskim mam do Janusza Gajosa i Jana Kobuszewskiego, bo to tacy moi wujkowie. Spotkałem się z nimi na planie „Rozmowy przy wycinaniu lasu”. Przyniosłem pamiętnik, do którego wpisali mi się 20 lat wcześniej, kiedy byłem dzieckiem. Zgodnie napisali „Potwierdzamy” i złożyli podpisy jeszcze raz. O przygodach na planach filmowych powinienem chyba napisać osobną książkę. Podobno rozdajesz autografy w imieniu Artura Barcisia. Jak ktoś mówi do mnie: „panie Arturze, poproszę o podpis” – dostaje. Co więcej, nawet aktorzy mnie z nim mylą… albo myślą, że jesteśmy braćmi. Na szczęście Artur budzi pozy- tywne skojarzenia. Ludzie postrzegają aktorów przez pryzmat ich ról. Dostało ci się za jakiś czarny charakter? Czarne charaktery grałem głównie za granicą: gangsterów, psychopatów i złodziei. W Polsce przypięli do mnie łatkę śmieszka. Więc spotykam się przeważnie z przyjemnymi reak- cjami, np. przy roli Romusia z „Plebanii”. W którymś odcinku trafiłem do szpitala. Babcia Olimpii, w czasie wizyty u niej, rzuciła mi się w ramiona szczęśliwa, że widzi mnie zdrowego. Ludziom bardzo często świat filmowy zlewa się z realem. Dlatego niektórzy koledzy po fachu miewają przechlapane, kiedy „nabroją” na ekranie. W książce piszesz, że zdarzyło ci się zarabiać 25 tys. zł dziennie. W produkcjach niemieckich w latach 90. miewałem stawkę 500 dolarów za dzień zdjęciowy. Dobrych propozycji nie brakowało, np. potężna międzynarodowa produkcja „Wojna i pokój” – budżet 300 mln euro. W grę wchodziły tysiące dolarów. Postawiłem warunek, że pojadę na plan zdjęciowy do Wilna, jeśli będę mógł zabrać żonę i córkę. Agentka była załamana, ale włoscy producenci docenili fakt, że jestem bardzo związany z rodziną i zgodzili się. Dostaliśmy pokój w luksusowym hotelu oddalony dwa kilometry od miej- 027