Olga Waleron kl. II g( G) „ Świetliki”
W małej wiosce przy tajemniczym lesie, Gdzie pola są żyzne, a słońce jasno świeci, Urodziło się w dwóch różnych rodzinach, O tej samej porze, dwoje różnych dzieci.
Dziewczynka miała włosy długie, kasztanowe, A oczy, niczym wiosenne liście – jasnozielone. Chłopiec natomiast miał złote siano na głowie, Wspaniały uśmiech, oczy wodą przepełnione.
On najchętniej pływałby bez przerwy W jeziora pobliskiego krystalicznej wodzie. Ona hodowała najróżniejsze zioła I z zainteresowaniem przyglądała się przyrodzie.
Razem chodzili do pobliskiego lasu, By oderwać się od nudnego wiejskiego życia. I choć odwiedzali go bez trwogi, Mieli przed sobą bardzo dużo do odkrycia.
Z czasem przyjaźń przerodziła się w miłość, Uczucie czyste, szczere, głębokie. Co noc uciekali z domów i wypływali łódką Na ukochanego jeziora wody szerokie.
Lecz para krótko mogła się bawić I swe najlepsze lata przeżyć swojsko, Gdyż weszło do wioski z rozkazu króla Zabierające młodzieńców na bitwę wojsko.
W tym samym czasie deszcz zaczął padać. Ludzie nie wiedzieli co ze sobą począć. Dlatego też wyrozumiały generał Dał rozkaz żołnierzom: „ Wypocząć!”.
Na próżno młodzieniec tłumaczył ukochanej, Że obrona kraju prędko musi powstać. Choć sam nie wierzył w te słowa. To przy niej chciał do swego końca zostać.
Dziewczyna miała dosyć wyjaśnień I przyszłego żołnierza odepchnęła. Z chaty niczym na skrzydłach rozpaczy W stronę jeziora, lasu odfrunęła.
Biegła poprzez gęste zarośla. Biegła od przyszłości uciekając. Biegła ile miała sił w nogach. Przestała biec o gałąź się zahaczając.
Poczuła ciepłą strużkę krwi płynącą leniwie z jej ramienia. Lecz ona chciała jak najszybciej odejść Od bezlitosnego przeznaczenia.
W końcu upadła na jasną polanę Bogato przystrojoną kwieciem. Czuła się jakby jej cząstkę zabrano, Jak ukochany wiersz wieszczowi – poecie.
Nagle przestała czuć swoje kończyny, Ciałem zawładnęło bolesne mrowienie. Chciała się ruszyć, lecz nie dała rady, gdyż zamiast nóg miała … korzenie!
I tak na łące powstało drzewo. Wyglądało jakby stało tu wiecznie. Tylko jedna gałąź niepasująca do reszty W podmuchach wiatru skrzypiała niebezpiecznie.
Choć roślina wyglądała na zmartwioną Piękne odcienie pnia – kasztanowe Zachęciły do zamieszkania w pobliżu Dwa szare zające i bystrą sowę.
Po jednej nocy i jednym dniu Przepełnionego nadzieją czekania Usłyszała powolne kroki I odgłos ociężałego sapania.
Młodzieniec wyczerpany wielogodzinnym szukaniem Od perlistego potu w nocnym świetle się mienił. Więc nie wiele myśląc wygodnie się ułożył I zasnął wśród rozłożystych korzeni.
„ Muszę jej powiedzieć, że uciekłem ze służby. Wiem, sumienie tego nie odrzuci. Lecz teraz będziemy razem, na wieki!” Po czym na drugi bok się obrócił.
Dziewczyna nie posiadała się ze szczęścia. Miała potwierdzenie tego, na co długo czekała. Lecz co to? Nie … To nie może być prawda! Jedna z gałęzi od reszty się oderwała.
14