podążała cała czereda dzieci, dalej znów kilku Cyganów, otoczonych gromadą ciekawych
i gapiów”. Wielu Żydów spoglądało na Romów z uprzedzeniami. Nauczyciel hebrajskiego, Chaim Aron Kapłan, zastanawiał się po ich wypuszczeniu z aresztu: „W jaki sposób Cyganie się utrzymają? Mężczyźni będą handlowali końmi; kobiety będą przewidywały przyszłość; krótko mówiąc, robiąc to co zawsze. I co najważniejsze, pomogą Żydom w przemycie. Nim się ustatkują, zajmują się okradaniem Żydów, swoich braci w getcie. Dzisiaj Cygan ukradł kurtkę Żydowi na oczach tysięcy przechodniów”. Z kolei Emanuel Ringelblum notował nastrój ulicy: „Ludzie się ich boją. Będą rabować, kraść, wybijać szyby i zabierać chleb z wystaw”, traktując pojawienie się Romów jako nieszczęście dla całego getta. Samuel Puterman pisał, że obawy Ringelbluma okazały się słuszne, jednak częściowo usprawiedliwiał to tragiczną sytuacją, w jakiej znalazła się „mała garstka nędzarzy, których jedynym bogactwem była wolność”. Inni mieli z kolei ambiwalentne przemyślenia – Abraham Lewin krytykował odebranie urzędnikom dodatkowych przydziałów chleba, pisząc: „Idzie to dla Cyganów. Żydzi będą musieli bardziej głodować, ale Cyganie nie będą od tego bardziej syci”. Jednocześnie chwalił on decyzję Centosu o przyznaniu pomocy dla romskich dzieci: „Zarząd CENTOS-u postąpił właściwie i po ludzku”. Z kolei przewodniczący Rady Żydowskiej, Adam Czerniaków, uważał, że sprawa pomocy Romom w getcie jest jego humanitarnym obowiązkiem, w dzienniku zapisując:
„z ludzkich względów muszę się nimi zaopiekować, przede wszystkim kobietami
i dziećmi”.
Dla dalszych losów Romów w getcie warszawskim miało okazać się ważne to, jakie mieli oni obywatelstwo i z jakiego obszaru przybyli do Warszawy. Podczas gdy Romowie pochodzący z ziem znajdujących się pod bezpośrednią kontrolą niemiecką nie mogli liczyć na żadną ochronę prawną, tak obywatele państw sojuszniczych Rzeszy – np. Węgier, Rumunii czy Bułgarii – byli do pewnego stopnia chronieni przed ludobójczą polityką.
Dostępne źródła podają różne informacje
o pochodzeniu Romów w getcie warszawskim. Może to sugerować bardzo duże zróżnicowanie pomiędzy poszczególnymi grupami przesiedleńców do getta. Z terenów Generalnego Gubernatorstwa wywodziła się grupa Romów przebywających w Warszawie, zagnanych do getta w maju 1942 r. Poza nimi w getcie znalazła się grupa Romów z Rzeszy – takich jak wzmiankowany przez Czerniakowa Weiss, niemiecki Rom pochodzący
z Hamburga, a także przesiedleńcy
z włączonego do Rzeszy Łowicza. Niemieckie raporty urzędowe wspominają „wysiedlonych z Rzeszy Cyganów z niemieckim obywatelstwem”, co jest nieprecyzyjnym pojęciem, gdyż od 1935 r. Romom odebrano obywatelstwo Rzeszy. Inny niemiecki dokument wspomina wysiedlonych z okręgu białostockiego. Z kolei w rozmowach
z komisarzem getta Czerniaków usłyszał, że mowa o grupie „obywateli węgierskich, rumuńskich i bułgarskich”. Jak się wydaje większość Romów przybyłych do Warszawy miała przed wojną obywatelstwo polskie, względnie – pochodzili z Niemiec, lecz odebrano im obywatelstwo niemieckie.
Niektóre relacje z getta sugerują, że Romowie zostali deportowani do Treblinki w pierwszych dniach wywózek latem 1942 r. Prawdopodobnie los ten spotkał Romów skierowanych do wskazanego im miejsca zamieszkania w getcie, które – jak się wydaje, zostało objęte wywózkami równolegle
z innymi punktami dla uchodźców. Pewna grupa Romów przebywała jednak wówczas
w Areszcie Centralnym. W literackim opisie wywózek z Aresztu Centralnego pierwszego dnia akcji deportacyjnej, jaki pozostawił po sobie Samuel Puterman, nie ma mowy o tym, by wywieziono wówczas Romów. Prawdopodobnie osadzeni w areszcie pozostali tam przynajmniej do jesieni 1942 r. W listopadzie zwolniono do getta około setki Romów, ale nadal w celach przebywała ich pewna grupa. O ich losie krążyły niesprawdzone wiadomości – jeden z autorów pisał o ucieczce około dziesięcioosobowej grupy Romów z aresztu w początku grudnia,
a inny o deportacji części pozostałych
w getcie Romów na przełomie 1942 i 1943 r.
Pewna liczba Romów miała pozostać jednak
w Areszcie Centralnym do akcji styczniowej. W jej trakcie jeden z niemieckich oficerów miał nakazać deportację wszystkich z Aresztu Centralnego – zarówno aresztantów jak
i personelu więziennego. Potwierdza to relacja Stanisława Adlera, który powtarzał opowieść swojego znajomego, świadka sceny „jak pakowano do wagonu radcę adw. Rozensztadta z przepędzonymi z Aresztu Centralnego nagimi i bosymi Cyganami”. Deportacja tej grupy jest ostatnim pewnym świadectwem obecności Romów w getcie warszawskim.
Po likwidacji getta warszawskiego,
w Warszawie nadal przebywała pewna grupa Romów. Wiele pisał o niej, ukrywający się latem 1944 r. na Pradze, Jakub Hochberg, który komentował ich względną swobodę: „Na początku, kiedy Żydów zamknęli do getta, to też Cyganów gnali do getta i razem byli,
a teraz oni są na wolności, chodzą sobie po mieście i się nie boją. Trudno – takie czasy nastały, nie zazdroszczę im; jako człowiek życzę każdemu swobody i ruchu. Nie jestem hitlerowcem”. Zdaniem Hochberga ta grupa Romów legitymowała się dokumentami rumuńskimi, co miało ich chronić przed represjami. Nie jest jasne, czy grupa ta miała coś wspólnego z Romami obywatelstwa rumuńskiego zwolnionymi wiosną 1942 r.
z Aresztu Centralnego. Dalsze losy tych Romów również pozostają nieznane.
Romki w getcie lubelskim (Yad Vashem)
14