Memoria [PL] Nr 80 | Page 30

Warto na zakończenie zastanowić się nad oceną wartości dydaktycznej serialu

i zastanowić się, czy może on mieć pozytywne przełożenie na edukację o Holokauście. Jak zostało wykazane, faktografia w tym obrazie nie jest precyzyjna, w wielu fragmentach pojawiają się większe lub mniejsze błędy merytoryczne. Jednak pomyłki w datacji czy wyglądzie obozu, przy dużej dozie dobrej woli, można by uznać za kwestię drugorzędną, o ile zachowany zostałby realizm codziennego życia obozowego. Gdyby serial prezentował

w sposób w pełni wiarygodny stosunki obozowe oraz psychospołeczne realia życia więźniów, a tym samym pogłębiał rozumienie rzeczywistej sytuacji psychologicznej pojedynczego człowieka uwikłanego

w opresyjny system; gdyby stawiał istotne pytania, zmuszał do refleksji i proponował odpowiedzi wychodzące poza popkulturowe schematy, to z pewnością jego popularność mogłaby przynieść korzyść edukacji.

Niestety, ów aspekt dydaktyczny jest wątpliwy, szczególnie biorąc pod uwagę przesłanie, które serial (a wcześniej książka) ze sobą niesie,

a które właściwie zamyka się w tytule promującego go singla: Love will survive.

Czy rzeczywiście Lali i Gita przetrwali dzięki miłości? Czy decydujące dla ich ocalenia było to, że się w sobie zakochali? Czy to miłość sprawiła, że przeżyli obóz? Jeśli przyjmiemy za autorką książki i twórcami serialu, że tak właśnie było, to staniemy w obliczu pytania: dlaczego ponad milion ludzi zginęło w KL Auschwitz – czy dlatego, że nie kochali lub nie byli kochani dość mocno albo wystarczająco prawdziwie?

Jako ludzie chcemy wierzyć w sprawiedliwy świat, w którym dobro, piękno i miłość zwyciężają, bo dzięki temu czujemy się bezpiecznie. Jako widzowie (czytelnicy) historii Lalego chcemy, aby wraz z Gitą przetrwali i by byli szczęśliwi. Trudniej jest myśleć o ludziach zamordowanych w tle tej historii i zastanawiać się, dlaczego im się nie udało. Zamiast tego chcemy wierzyć, że prawdziwa, czysta miłość ma moc ocalenia przed każdym złem i serial ten popkulturowy mit utrwala.

Czy więc faktycznie Lali i Gita przeżyli dlatego, że się kochali? Niewątpliwie uczucie mogło być źródłem woli walki, mogło motywować, dawać nadzieję i potrzebną odporność psychiczną. Ale czy wystarczyło, aby przetrwać niemal trzy lata w obozie zagłady? Z pewnością nie. Wspomnienia Haliny Birenbaum, która przeszła przez getto warszawskie, obóz na Majdanku, Auschwitz i dalej kolejne obozy w głębi Niemiec, odzierają obozową rzeczywistość

z tego romantycznego mitu:

„W walce o to gasnące życie byłam uzbrojona jedynie w wielką miłość do Heli. Niestety,

w warunkach Oświęcimia żadne uczucie nie mogło uratować człowieka od powolnej śmierci głodowej. (H. Birenbaum, Nadzieja umiera ostatnia, 2006, s. 124-125).

Lali i Gita przetrwali nie dlatego, że się w sobie zakochali, ale przede wszystkim dzięki temu, że mieli szczęście i w krótkim czasie po przybyciu dostali się do pracy w tzw. dobrych komandach, dołączając do grona tzw. obozowych prominentów. Obydwoje wykonywali stosunkowo lekką pracę pod dachem, zamiast wyniszczających robót fizycznych pod gołym niebem. Ich warunki codziennej obozowej egzystencji były lepsze, niż większości więźniów (co zostało już wcześniej opisane). W okresie, gdy Gita pracowała w magazynach tzw. Kanady, uznawanych powszechnie w obozie za najbardziej pożądane miejsce pracy, miała dostęp do wszelakich dających szansę na przeżycie dóbr. Oczywiście nie mogła z nich korzystać legalnie, a ich szmugiel do obozu był zakazany i bardzo ryzykowny, niemniej – jak wynika z relacji ocalałych – to właśnie baraki Kanady były jednym z podstawowych źródeł rozmaitych dóbr ratujących życie więźniów Auschwitz. Lali , dzięki swojej pozycji, również miał znacznie większe niż przeciętny więzień możliwości.

Obozowi prominenci wyróżniali się na tle innych więźniów już samym wyglądem – byli czyści, mieli niezłą kondycję.

W przeciwieństwie do większości osadzonych nie znajdowali się na granicy śmierci głodowej. O tym, że dobra praca zwiększa szanse na przetrwanie mówi Lalemu Pepan, proponując mu posadę tatuażysty, ale obserwowana na ekranie rzeczywistość jego słów nie potwierdza. Tym bardziej, iż Pepan sam wkrótce ginie, a okoliczności jego śmierci nie są w serialu wyjaśnione.

To, iż praca różnicowała szanse przeżycia

i wyznaczała miejsce więźnia w rzeczywistości obozowej w serialu nie znajduje odbicia. Przedstawiona tam społeczność więźniarska jest jednorodna – wszyscy wydają się jednakowo brudni i głodni. Co więcej, wśród więźniarek w obozie kobiecym, podobnie jak wśród więźniów obozu męskiego, widzimy niemal wyłącznie Żydów różnych narodowości. Zastanawia, że w serialu nie widać między nimi różnic kulturowych, a zwłaszcza językowych – Lali rozmawia swobodnie praktycznie

z każdym z nich. To wszystko buduje obraz społeczności więźniarskiej niemal zupełnie homogenicznej pod każdym względem. Wobec tej jednorodności widzowi trudno zrozumieć, dlaczego jedni więźniowie giną w obozie

w bardzo krótkim czasie, podczas gdy główny bohater potrafił przetrwać niemal trzy lata. Miłość jest tu przekonującą, choć banalną odpowiedzią. Na bazie tak uproszczonego obrazu trudno budować świadomość tego, czym dla pojedynczego więźnia był KL Auschwitz.

Podsumowując, serialowy obraz jest próbą kompromisu pomiędzy dwiema wykluczającymi się możliwościami – dochowaniem wierności faktograficznej

i realizmu oraz pozostania w ścisłym związku

z treścią i przesłaniem książki Heather Morris. Kompromisu, niestety, z punktu widzenia badaczy historii i edukatorów zupełnie nieudanego, bowiem czyniącego przedmiotem negocjacji wartość niestopniowalną,

a mianowicie autentyzm. Podsumowując, trzeba uznać starania twórców ukierunkowane na stworzenie obrazu bardziej wiarygodnego, niż ten przedstawiony w książce „Tatuażysta

z Auschwitz, jak również docenić bardzo udane rozbudowanie wątku postobozowego. Jednak pomimo tych starań serialowi ciągle zdecydowanie bliżej do perspektywy zaproponowanej przez Heather Morris, niż do historycznej wiarygodności i autentyzmu realiów KL Auschwitz.