Memoria [PL] Nr 80 | Page 16

wyłącznie nad tym jednym więźniem. Liczne są sceny, w których Baretzki eskortuje wyłącznie Lalego – choć faktycznie wygląda to bardziej jakby torował mu drogę przez obóz. Za każdym niemal razem Baretzki (podobnie zresztą jak inni esesmani w scenach przedstawiających podobne okoliczności) idzie kilka kroków przed Lalim, nie mając wszakże żadnej kontroli nad tym, co dzieje się za jego plecami. Dlatego w serialowym obrazie możliwe jest, że Gita niezauważenie podbiega do idącego pomiędzy barakami magazynowymi Lalego, pospiesznie podają sobie dłonie, patrzą głęboko w oczy, padają sobie pospiesznie w objęcia na drodze obozowej i nim Baretzki zdąży się odwrócić

i zauważyć, co się dzieje, Gita zostaje odciągnięta przez współwięźniarki (to jedna

z pierwszych obozowych scen serialu). Oczywiście nie jest zupełnie wykluczone, iż na terenie obozu esesmani w ten sposób przeprowadzali więźniów, ale też raczej nie stanowiło to rutyny – należy przypuszczać, że wartownicy jednak woleli mieć na oku eskortowanych więźniów i w większości przypadków jednak prowadzili ich przed sobą. A już z pewnością musieli uważnie obserwować szeregi więźniów podczas przemarszów do i z pracy na obszarze nieogrodzonym (komanda eskortowane były przez kilku esesmanów idących z przodu,

z tyłu i po obu stronach kolumny). Niemożliwym było, jak widzimy to w odc. 3, iżby Lali z Leonem mogli odłączyć się od szeregu i pozostać daleko w tyle.

W scenach ukazujących przemieszczanie się Lalego po obozie uwagę zwracają jeszcze dwie istotne nieprawidłowości. Po pierwsze, bramy prowadzące do kolejnych części Birkenau są zwykle otwarte na oścież, a Lali mija je niemal niekontrolowany, czasem nawet się nie zatrzymując, pomimo iż na ramieniu ma torbę, w której mógł przecież ukrywać grypsy czy też inne niedozwolone przedmioty. Faktycznie bramy do poszczególnych części obozu były przymknięte, a pełniący przy nich wartę strażnik powinien dokonać rewizji więźnia. Szczególnie, jeżeli więzień ów więzień miał ze sobą jakieś zawiniątka, torbę lub skrzynkę

z narzędziami, tym bardziej podlegał oględzinom. Sprawdzano również dokumenty umożliwiające poruszanie się po obozie

i wchodzenie do poszczególnych sektorów (tymczasem Lali wchodzi do obozu kobiecego bez ich okazania, np. w odc. 2). Zezwolenie takie otrzymywał więzień, o ile jego wejście na teren konkretnego sektora wiązało się z jego codziennymi obowiązkami lub wykonaniem tam określonych prac. Niemożliwe jest zatem, aby Lali mógł odwiedzać Gitę w jej baraku

w wolnych chwilach. Wątpliwe, by w ogóle miał możliwość regularnego wstępu do obozu kobiecego – obóz kobiecy miał swoje własne Aufnahmekomando, w ramach którego pracowały więźniarki tatuujące nowoprzybyłe (podobnie zresztą, jak obóz Auschwitz I, stąd nieprawdopodobne jest, aby Lali musiał tatuować więźniów we wszystkich obozach kompleksu Auschwitz, jak to widzimy

w serialu).

Po drugie, co zostało już nadmienione, Lali na ogół porusza się po obozie wyłącznie

w towarzystwie Baretzkiego, czasem z drugim więźniem wykonującym tatuaże, natomiast prawie nigdy w zwartym szeregu wśród innych więźniów – tak, jak gdyby nie przynależał do żadnego komanda.

Kwestia zaprezentowania Lalego jako niezwiązanego z żadnym konkretnym komandem roboczym została już omówiona

w recenzji książki. Przypomnijmy, że Ludovit Eisenberg był członkiem komanda zajmującego się rejestracją nowoprzybyłych więźniów (Politische Abteilung Aufnahmekommando) obozu męskiego

w Birkenau, które liczyło od kilkunastu do około 30 więźniów (latem 1944 r.) – tego jednak nie dowie się czytelnik książki. Twórcy serialu byli świadomi nieprawidłowości

w przedstawieniu tego aspektu przez Morris. W ich komentarzu, opublikowanym na platformie Onet.pl, czytamy: Wiele

z nieścisłości, na które zwrócono uwagę

w powieści, zostało skorygowanych,

a ponieważ jest to serial dramatyczny dla celów fabularnych zmieniono także inne elementy. Przykładem jest zarzut wobec powieści, w której Lali miał być prezentowany jako jedyny tatuażysta w Auschwitz, choć było ich wielu, w telewizyjnej opowieści mamy możliwość pokazania w kadrze wielu tatuatorów tatuujących ramienia (sic!) pozostałych.

Wbrew powyższym zapewnieniom serial powiela ten sam błąd, ukazując Lali go

w pewnym sensie wyizolowanego ze struktury obozowej. Pomimo, że w scenach tatuowania nowoprzybyłych w tle faktycznie widać innych więźniów wykonujących tę czynność, to jednak nic nie wskazuje, że Lali ma z nimi jakikolwiek związek. Nie tylko porusza się po obozie na ogół bez współtowarzyszy, ale także mieszka sam w zupełnie pustym baraku na odcinku BIIe (późniejszy tzw. Zigeunerlager, obóz rodzinny dla Romów), co jest kolejnym poważnym błędem skopiowanym wprost z książki. Dodatkowo myląca jest tu informacja, której udziela Baretzki Lalemu po tym, jak został on wyznaczony na tatuażystę i odprowadzony na odcinek BIIe, do prywatnego pokoiku w pustym baraku. Na pytanie o to, czy może spać w łóżku w swoim starym baraku, Lali otrzymuje od Baretzkiego odpowiedź, iż teraz pracuje dla SS, dlatego będzie teraz potrzebował ochrony („You are working for the SS now. You will need protection, trust me.”) i jest pod ochroną (odc. 1). Domysły widza, iż ze względu na swoją funkcję Lali musi być chroniony przed innymi więźniami, potwierdza scena, w której przychodzi on do swojego dawanego baraku. Tam spotyka się z nieufnością i niechęcią ze strony dotychczasowych kolegów, a jeden

z nich nazywa go nawet „nazistowskim psem”

(It’s the Nazis’ new dog). W wątku tym pobrzmiewa sugestia, jakoby więźniowie kierowani do prac związanych

z funkcjonowaniem obozu byli w istocie niemieckimi kolaborantami. To wyjątkowo niesprawiedliwe i krzywdzące oskarżenie.

Ukazanie jednostkowej, bardzo subiektywnej perspektywy człowieka dotkniętego syndromem ocalałego, który mierzy się

z wyrzutami sumienia i sam uważa, iż ceną za jego życie były kompromisy moralne oraz cierpienie, a nawet życie innych ludzi, jest

w kontekście opowieści o byłym więźniu KL Auschwitz zasadne. I to, trzeba przyznać, twórcom serialu udało się naprawdę dobrze. Ale już przeniesienie takowej perspektywy na całą społeczność więźniów i twierdzenie, jakoby kierowani do prac w kancelarii obozowej (i innych komandach „współpracujących” z SS) spotykali się

z ostracyzmem ze strony współwięźniów i byli postrzegani jako kolaboranci, jest nieprawdą. Przeciwnie, w społeczności więźniarskiej taka praca była pożądana, a osadzeni rozumieli, iż nie tylko zwiększa ona szanse na przetrwanie, ale także daje możliwość pomocy innym. Znajomość z członkiem dobrego komanda była swoistym kapitałem, a ocena postawy więźniów pełniących różnego rodzaju funkcje zależna była zawsze od ich zachowania względem współtowarzyszy.

16