Memoria [PL] Nr 65 (02/2023) | Page 14

przy każdej nadarzającej się okazji, zwyrodnialcy, którym obóz stwarzał okazję do bezkarnego i niczym nieograniczonego rozładowywania swojej agresji i frustracji. Oczywiście składową takiego uproszczonego obrazu SS jest radość z dokonywania przypadkowych morderstw oraz uzyskiwanie satysfakcji seksualnej w wyniku torturowania więźniów, a także powszechne, niemal codzienne gwałty. W książce nie zabrakło bardzo modnego aktualnie w tego rodzaju literaturze wątku dobrego esesmana, którego tragiczny koniec budzi w czytelniku współczucie.

W sposób seksistowski i obraźliwy zostały

w książce przedstawione kobiety. Autor traktuje je wyłącznie jako obiekty seksualne. Niemal wszystkie są ponętne i wabią mężczyzn swoimi wdziękami, a kontakty seksualne traktują instrumentalnie, jako narzędzie do osiągania własnych celów. Nawet bohaterka będąca członkinią polskiego oddziału partyzanckiego, „prawdziwa piękność”, jest w istocie jedynie kochanką dowódcy. Choć „długie blond włosy ukrywała pod czapką” (s. 160), nosi męskie ubranie

i karabin maszynowy (s. 147), to „jedyne akcje, jakie dotąd widziała, to te w sypialni” (s. 249).

Znający realia wojny i stosunek społeczeństwa polskiego do okupanta czytelnik może być zdumiony, iż aresztowana przez Niemców Polka po tym, jak dowiaduje się, iż ma pracować w obozowym pufie, deklaruje koleżankom: „Mój mąż był żałosnym, zapijaczonym wałkoniem. Niemcy go zastrzelili, a ja wcale nie żałuję. […] Przynajmniej będę miała trochę seksu

i powiem wam, że liczę na coś lepszego, niż to, do czego przywykłam. I mam nadzieję, że potrwa trochę dłużej” (s. 167).

W niewiarygodny sposób przedstawione zostały także romanse pomiędzy Polkami

a niemieckimi żołnierzami. Autor stwierdza wprost, iż podczas okupacji uwodzenie Niemców przez Polki było zjawiskiem powszechnym, na co zresztą władze okupacyjne dawały całkowite przyzwolenie,

a „aktywność seksualną między Niemcami

a Polkami zaczęto uważać nie tylko za dopuszczalną, ale także konieczną – był to

w gruncie rzeczy rodzaj transakcji handlowej” (s. 75). Potwierdza ów pogląd postać Tiny, kochanki Fischera, komendanta fikcyjnego podobozu w Wiśnicy – Polki, której romans

z niemieckim oficerem ma zapewnić bezpieczeństwo i dostatnie życie podczas wojny. Cieszy się ona przy tym zdumiewającymi, zupełnie nierealnymi przywilejami – gdy wyjeżdża na kilka dni do rodziny, komendant oddaje do jej dyspozycji samochód z osobistym kierowcą. Tina bierze oficjalny udział (mimo iż komendant ma niemiecką żonę) w spotkaniach

z najwyższymi przedstawicielami niemieckich władz, w tym z Adolfem Eichmannem

i Reinhardem Heydrichem. Pozwala sobie także na wyrzuty i awantury, zakazuje Fischerowi kontaktów z innymi kobietami,

a kiedy przyłapuje go na zdradzie – wyrzuca

z sypialni (w jego domu), skutkiem czego komendant spędza noc na kanapie

w gabinecie (s. 265). Trudno uznać, iż podczas okupacji możliwa byłaby relacja, w której to Polka „panosz się” w domu oficera SS, poniżając go i zmuszając do podporządkowania się jej woli.

W sposób infantylny, wręcz karykaturalny ukazani są członkowie polskiego ruchu oporu. Bardziej przypominają wesołą ferajnę jowialnych kpiarzy i niefrasobliwych zgrywusów, skłonnych do popadania

w patetyczne egzaltacje, niż odpowiedzialnych, zorganizowanych na wzór wojskowy żołnierzy podziemia. Pomieszkują wespół w jednym domu, a za pseudonimy służą im imiona i nazwiska. Matthews buduje więc narrację o polskiej konspiracji chyba wyłącznie na podstawie własnych wyobrażeń, stereotypów i popkulturowych przedstawień rodem z kina amerykańskiego, nie zadając sobie trudu sprawdzenia i uwzględnienia nawet podstawowych faktów historycznych. Nie jest świadom, na przykład, że w styczniu 1940 roku nie istniała jeszcze Armia Krajowa.

Jeśli chodzi o obraz Polaków, to w książce uwypuklone są w zasadzie trzy główne cechy. Pierwszą jest pijaństwo – nawet na spotkaniach konspiracyjnych podczas omawiania istotnych kwestii i planowania akcji, „wódka leje się strumieniami”. Drugą jest antysemityzm, od którego istniały co najwyżej tylko nieliczne szlachetne wyjątki. Autor sugeruje, jakoby powszechnym zjawiskiem było gromadzenie się Polaków na ulicach miast podczas przemarszu Żydów do getta i opluwanie ich. Stwierdza także, że kominy i piece krematoriów były stawiane przez specjalistów przybyłych specjalnie

w tym celu z Warszawy (sugerując, iż byli to Polacy). Opisuje negatywny i pełen pogardy stosunek ludności polskiej do więźniów obozu w styczniu 1940 roku, zupełnie pomijając, że do 1942 roku to Polacy stanowili wśród więźniów największą grupę narodowościową. Ignorując realia okupacyjne, stwierdza, że dla Polaków wojna w istocie stanowiła „fantastyczną okazję” (s. 79) do dorobienia się kosztem mordowanych Żydów na szemranych (mówiąc językiem książki) interesach

z władzami obozu, który „zaczynał wywierać wpływ na lokalną ekonomię i mieszkańców […] ogromnie ożywiał miejscowy czarny rynek” (s. 72).

Autor zamieścił w książce scenę, w której po wyzwoleniu alianci przywożą na teren KL Auschwitz mieszkańców Krakowa i okolic, aby unaocznić im skalę popełnionych w obozie zbrodni. W fragmentach tych podkreśla obojętność dobrze ubranych, bogatych Polaków, którzy na widok makabrycznych obrazów jedynie wzruszają ramionami (s. 366). W płomiennym przemówieniu brytyjski sierżant obwinia Polaków o bierność wobec tego, co działo się w ich miastach i wsiach. „Okryliście się hańbą” […] nie kiwnęliście palcem, by pomóc tym nieszczęsnym, niewinnym ludziom. Wstydź się Polsko.” – oskarża. Fragment ten wzorowany jest na rzeczywistych wydarzeniach, które miały miejsce po wyzwoleniu KL Dachau. Autor zupełnie pomija fakt, iż Polacy zamieszkujący na terenie przyobozowym pomimo zastraszenia i zniewolenia częstokroć starali się nieść pomoc więźniom Auschwitz, organizując ich dożywianie, ukrywając uciekinierów, a także przenosząc informacje

o zbrodniach dokonanych w obozie. Wreszcie, trudno sugerować, jakoby Polacy nie wiedzieli, czym jest Auschwitz i jakie warunki w nim panują, skoro pierwsze publikacje na jego temat i informacje w prasie konspiracyjnej pojawiły się już w 1942 roku. Już w czasie okupacji Auschwitz (wtedy Oświęcim) urósł do rangi ponurego, niosącego grozę symbolu okrucieństwa i śmierci.