Memoria [PL] Nr 65 (02/2023) | Page 12

dynamiki rozwoju obozów koncentracyjnych, nie dostrzega różnicy pomiędzy obozami utworzonymi jeszcze przed wybuchem II wojny światowej na terenie Niemic oraz tymi stworzonymi znacznie później na terenach okupowanej Polski. W konsekwencji nie rozumie także wyjątkowości historii Auschwitz i jego roli w niemieckim systemie eksterminacji nie tylko Żydów, ale również Polaków i przedstawicieli innych narodowości. Chcąc pisać wiarygodnie

o historii Holokaustu, trzeba mieć na uwadze, że był to wieloetapowy, rozłożony i zmienny w czasie proces, a nie zjawisko, które wydarzyło się z dnia na dzień. W styczniu 1940 roku nie istniały jeszcze komory gazowe i nikt wtedy nie przypuszczał nawet, w jakim kierunku zmierzać będzie realizacja planu „ostatecznego rozwiązania kwestii żydowskiej”.

Obraz rozmaitych grup więźniów jest w książce skrajnie uproszczony, a autor w ich opisie wykorzystuje utrwalone, nieraz bardzo krzywdzące stereotypy. Tak na przykład przedstawia Żydów jako zupełnie biernych

w obliczu Zagłady, niezdolnych do samodzielnego podjęcia jakiejkolwiek samoobrony. Skrajnym przykładem budowania takiego obrazu jest zaprezentowana w książce całkowicie nieprawdziwa historia buntu członków Sonderkommando w KL Auschwitz. Czytelnik dowiaduje się z niej między innymi, że była to inicjatywa Polaków, członków konspiracji pozaobozowej, opracowana już w styczniu 1940 roku, co z historycznego punktu widzenia jest twierdzeniem absurdalnym.

Prezentując wizję historii, wedle której bunt członków Sonderkommando jest od początku zamysłem polskiego podziemia – które nie tylko opracowało plan zrywu i wyposażyło więźniów w broń, ale też prowadziło na terenie obozu szkolenia w zakresie strzelania i podrzynania gardeł – autor, po pierwsze, neguje fakt istnienia w Auschwitz żydowskiej organizacji konspiracyjnej, a po drugie, odbiera Żydom jedną z najbardziej heroicznych kart historii ich samoobrony

i deprecjonuje bohaterską inicjatywę członków Sonderkommando w walce nie tylko o życie własne, ale także o powstrzymanie lub choćby spowolnienie dokonującej się w Auschwitz Zagłady.

Trzeba w tym miejscu zauważyć, że Matthews zdaje się nie mieć wiedzy i nie rozumieć, kim właściwie byli członkowie Sonderkommando

i jaka była ich sytuacja w obozie. Stwierdza bowiem, iż „Z klubu [puffu – przyp. W.W.-M.] mieli korzystać kapo […], którzy utrzymywali dyscyplinę, bijąc współwięźniów, oraz brudasy z Sonderkommando, którzy pracowali w komorach gazowych i krematoriach” (dalej nazywa obydwie te grupy pospołu „szumowinami”), a w kolejnym fragmencie podkreśla, iż „mogli korzystać wszyscy, którzy odgrywali jakąś rolę w sprawnym funkcjonowaniu obozu, pod warunkiem, że nie byli Żydami” (s. 155). W wielu innych fragmentach jednym tchem wymienia kapo

i członków Sonderkommando, jakoby utożsamiając ze sobą te dwie kategorie więźniów. W rzeczywistości Sonderkommando, w okresie kiedy prowadzona już była w obozie masowa zagłada w komorach gazowych, składało się niemal wyłącznie z Żydów, wcielanych do niego siłą spośród nowoprzybyłych. Mężczyźni ci, jako naoczni świadkowie masowych morderstw i zbrodni SS, byli ściśle izolowani od pozostałych więźniów obozu. Tym samym objęci byli jakoby podwójnym zakazem korzystania z obozowego puffu – po pierwsze, jako Żydzi, a po drugie, jako tzw. Geheimnisträger (nosiciele tajemnicy). Sposób, przedstawienia w książce ich makabrycznej historii, skrajne uproszczenie dramatycznych wyborów i dylematów, a także wielokrotne utożsamianie ich roli z rolą obozowych kapo jest nie tylko mylące, ale wręcz obraźliwe dla ofiar obozu.

Bazując na niepełnej wiedzy, całkowitej nieznajomości i głębokim niezrozumieniu realiów wojennych i obozowych, autor

z łatwością, choć bez głębszej refleksji, dokonuje arbitralnej oceny zachowań różnych grup społecznych uwikłanych w ówczesną rzeczywistość, a oceny te sugeruje lub nawet wyraża wprost jako jedyne słuszne. Tym samym Matthews porzuca swoją rolę jedynie autora fikcji literackiej i stawia się w pozycji moralisty roszczącego sobie prawo do osądzania postaw ludzi uwikłanych w wojnę. Po lekturze książki czytelnikowi pozostają proste podane przez niego wyjaśnienia: członkowie Sonderkommando brali udział

w zbrodniach dokonywanych przez SS, aby ratować lub choćby przedłużyć własne życie. Na funkcje kapo windowały się jednostki

z natury egoistyczne, gotowe do bezwzględnej walki o własne życie nawet kosztem współwięźniów. Rozpoznać ich było można już w momencie przybycia transportu na rampę. Natomiast zachowanie esesmanów z załogi obozowej wynikało z ich wrodzonych skłonności do brutalności. Byli to niestabilni emocjonalnie, pozbawieni empatii psychopaci, gotowi mordować z zimną krwią przy każdej nadarzającej się okazji, zwyrodnialcy, którym obóz stwarzał okazję do bezkarnego i niczym nieograniczonego rozładowywania swojej agresji i frustracji. Oczywiście składową takiego uproszczonego obrazu SS jest radość z dokonywania przypadkowych morderstw oraz uzyskiwanie satysfakcji seksualnej w wyniku torturowania więźniów, a także powszechne, niemal codzienne gwałty. W książce nie zabrakło bardzo modnego aktualnie w tego rodzaju literaturze wątku dobrego esesmana, którego tragiczny koniec budzi w czytelniku współczucie.