Memoria [PL] Nr 64 (01/2023) | Page 10

okolicznościach i oczywiście obawiała się tego, że stosowano wobec niego przemoc.

Straszne dla trzyosobowej ocalałej rodziny jest to, że właściwie nie mamy już żadnych krewnych,

• żadnych cioć ani wujków

• żadnych dziadków / pradziadków

• żadnych kuzynów ani kuzynek.

Wszyscy bez wyjątku zostali zamordowani.

W naszej rodzinie też się o tym prawie nie mówiło, nie można było o tym mówić. Zagadką jest dla mnie często, jak moja matka w obliczu tego dała sobie radę w życiu, zapewniła nam, obu córkom, prawie normalne dzieciństwo

i młodość. Na zdjęciu (fot. 4) widać, że Nora i ja byłyśmy pozornie dwójką dobrze rozwijających się dzieci.

Nasza matka była osobą o silnej woli, zaradną

i przedsiębiorczą. Nadrobiła maturę, została nauczycielką i zawód ten wykonywała bardzo

chętnie w żydowskiej gminie. Może czasami brakowało jej pożądanej siły, ale jako nauczycielka mocno trzymała się „pozornie normalnego życia”. Stwarzało jej ono pomocną do przeżycia strukturę pomimo psychicznych i fizycznych zranień. Zrozumiałyśmy to dobrze ja i moja siostra dopiero gdy przeszła na emeryturę. Kiedy liczba obowiązków, ale także jej wewnętrzna

wytrzymałość i odporność zmalały, ugięła się pod naporem depresyjnych myśli. Nam, córkom, było niezwykle trudno poradzić sobie z rozpaczą i depresyjnymi nastrojami matki. Doznana przemoc i mroki przeszłości

zawładnęły jej duszą.

Już jako dzieci nie miałyśmy odwagi pytać ją otwarcie o przeszłość czy o członków rodziny. Nie chciałyśmy matki roztrzęsionej, smutnej. Nie wiemy, gdzie nasza matka chowała w sobie całe to przerażenie, ogromny strach i głęboki smutek z powodu straty.

Na zdjęciu (fot. 5) widzicie moją matkę w roku 1992 przy okazji świętowania moich pięćdziesiątych urodzin.

Jej ostatni etap życia to był bardzo trudny czas dla niej, ale także dla Nory i dla mnie. Było dla nas jasne, że depresja była skutkiem doznanego:

• poniżenia,

• odczłowieczenia,

• zagrożenia śmiercią,

• utraty ukochanych ludzi

• i nadmiernych wyzwań w okresie powojennym.

Starałyśmy się, ale jednak nie byłyśmy w stanie zaleczyć ran w udręczonej matczynej duszy. Być może także byłyśmy zbyt blisko tego i

z pewnością same byłyśmy obciążone emocjonalnym dziedzictwem.

Musiałyśmy patrzeć na jej powolny rozpad. Moja matka zmarła w roku 1995 na skutek późnych skutków Auschwitz.

Auschwitz to temat, który porusza, wyprowadza z równowagi i którego w jego potworności nie sposób pojąć – ani racjonalnie, ani emocjonalnie.

To, że ja sama konfrontuję się z „Auschwitz we mnie“ i „Auschwitz w niemieckim społeczeństwie“, jest zrozumiałe. Dla mnie Auschwitz to traumatyzujący element mojej biografii, emocjonalne dziedzictwo. I

• to emocjonalne dziedzictwo nie skończy się na mojej osobie

• ono będzie przekazywane … z pokolenia na pokolenie

• muszę więc sama zadbać o to, aby to dziedzictwo nie przeszło na moich synów, na moje wnuczki czy na moje otoczenie.

Szczęście, że sama cudem przeżyłam, jest na wskroś ambiwalentne: Na pytanie, dlaczego właśnie ja przeżyłam, nie da się odpowiedzieć.

Podobnie nie ma odpowiedzi na pytanie, dlaczego wszyscy inni z mojej licznej rodziny zostali zamordowani.

Jestem wprawdzie bardzo wdzięczna za to, że żyję, ale cierpię z powodu najgłębszej ludzkiej straty i czuję się czasami po prostu winna tego, że przeżyłam.

Z tej postawy wynikła moja decyzja, by temu, co sama przeżyłam, a także skutkom tego w mojej rodzinie i w otwartych grupach

• bezpośrednio się przyglądać

• odczuwać to

• wypowiadać to

• dzielić się tym z innymi

a tym samym przejść przez wewnętrzny proces rozwoju, nawet jeśli bolesny.

Chciałabym podkreślić wielkie szczęście, że moi synowie i moje wnuczki konfrontują się z naszą rodzinną przeszłością. Dlatego cieszę się także szczególnie z tego, że moja wnuczka  Naomi przyjechała na tę rocznicę ze Stanów Zjednoczonych. Przyjechałaby również jej siostra, Nadja, gdyby nie miała zobowiązań stypendialnych w Kenii.

Moją publikację biograficzną również należy tak rozumieć. Ożywiony

ponownie we wspomnieniach, długo tłumiony ból z powodu nieludzkich

zbrodni i przemocy wobec mojej (licznej) rodziny a także wobec innych

ludzi jest ogromny i dla mnie trudny do zniesienia.

Bez Auschwitz moja biografia wyglądałaby zupełnie inaczej, ale

Auschwitz nie można traktować tak, jakby się nie wydarzyło.

Bez Auschwitz moja własna rodzina, moi trzej synowie i moje dwie

wnuczki miałyby inne emocjonalne dziedzictwo i inne życie.

Moje zaangażowanie na rzecz pełnej ludzkiego szacunku i pokojowej

przyszłości jest dla mnie nieodzowne. Auschwitz nie może się powtórzyć.

Jednak samo proklamowanie „Nigdy więcej “ nie wystarczy!

Utrwalony podział pomiędzy

• tymi, którzy chcą odsunąć od siebie okropności, i

• tymi, którzy konfrontują się z okrucieństwami,

trzeba przepracować razem. Jako ta, której to dotyczy, chcę wnieść w to

swój wkład.

Wiem, że nienawiść i wykluczenie jednostek czy grup zawsze prowadzą

do agresji i wojny. Wiemy, że pomiędzy różnymi grupami czy ideologiami

potrzebny jest most, aby zamknąć lukę empatii pomiędzy różnicami.

Proces zaradczy jest zatem konieczny po obu stronach,

• zarówno w przypadku prześladowanych i ich potomków, jak i

• członków / potomków społeczeństwa sprawców.

I moim zdaniem poradzenie sobie z tym nie jest zadaniem do wykonania

wyłącznie w odosobnieniu. To właśnie społecznie niszczycielskie

procesy, jakim był dla wszystkich narodowy socjalizm, nie są zadaniem

indywidualnym, lecz zbiorowym. One się udają tylko

• w pragnącym zrozumienia i

• dobra byciu razem.

Wiem, że akurat to przesłanie nie spełni się na zawołanie. Ono może

rozwijać się tylko jako przykład życia:

Jeśli Wy, zainteresowana i pamiętająca publiczność, będziecie dawać

przykład pokojowego bycia razem, wówczas są duże szanse na

zbiorowy i sprawiedliwy rozwój w naszym społeczeństwie.

Bardzo dziękuję za Waszą uwagę i Waszą otwartość na moje

rzeczywiście niełatwe refleksje.

Wasza uważna obecność zachęca mnie do kontynuowania obranej drogi

do porozumienia.

Fot. 2