ŻYCIE Z RANAMI PO AUSCHWITZ.
PRZEMÓWIENIE EVY UMLAUF
OCALAŁEJ Z AUSCHWITZ
Dr Eva Umlauf
Życie z ranami po Auschwitz 27 stycznia 2023
Droga Naomi, Moja Wnuczko,
tak bardzo się cieszę, że dziś tu jesteś,
Szanowni Państwo,
jako najmłodsza z ocalałych po Auschwitz zostałam poproszona, aby dziś przemówić do Was w tym miejscu z okazji dzisiejszej rocznicy.
Bardzo dziękuję za tę możliwość. Musicie wiedzieć, że nie chcę mówić jako polityczka. Nie chcę prowadzić teoretycznych dywagacji
o przebaczeniu, odpuszczeniu i
zadośćuczynieniu. Nie chciałabym także łagodzić ani umniejszać tego, co ludzie czynili i przeżywali w Auschwitz. Dla mnie osobiście przemowy o charakterze apelującym są zbyt abstrakcyjne i też zbyt gładkie.
Uważam siebie za spadkobierczynię uczuć, która pracuje na rzecz pokoju…
Mówiąc dziś do Was, chcę podkreślić to, że zawsze – a tu, w Auschwitz, szczególnie – chodzi o człowieka i człowieczeństwo.
Nasze refleksje odwołują się do empatii pomiędzy indywidualnymi ludźmi i do pełnego szacunku kontaktu między nimi. To jest przeciwieństwo podziału. Podział należy do upraszczającego obrazu świata, który zna
tylko:
• dobro i zło
• białe i czarne
• warty przeżycia i niewarty przeżycia.
Ja natomiast chciałabym troszczyć się
o opartą na potrzebie wzajemnego zrozumienia komunikację pomiędzy:
• wszystkimi ludźmi i
• wszystkimi grupami,
niezależnie od tego, jak bardzo różne oni czy one będą, bo to właśnie różnice stanowią
o bogactwie człowieka. Im więcej różnic wnosimy, tym bardziej różnorodne są nasze wspólnoty.
Moja matka przeszła przez piekło Auschwitz jako młoda kobieta. Było jej później trudno jako Żydówce żyć w społeczeństwie, które pragnęło zapomnieć.
Przykład mojej energicznej i zaangażowanej matki bardzo dobrze pokazuje, co oznacza
„życie z wewnętrznymi zniszczeniami przez
Auschwitz“ po wyzwoleniu obozu. Podczas gdy prawie wszyscy inni w społeczeństwie większościowym starali się zaprzeczyć krzywdzie wyrządzonej Żydówkom i Żydom, ona żyła
• jako Żydówka
• samotna matka z dwiema małymi córeczkami
• bez poczucia bepieczeństwa w dużej rodzinie
• z rozległym urazem psychicznym i fizycznym
• w straumatyzowanym społeczeństwie
• według zasady „to się kiedyś skończy“
• chciała wrócić do „normalności“.
Na zdjęciu, które widzicie (fot. 1) , jest moja matka i ja – wtedy jeszcze w obozie
pracy Nováky, w zimie 1943 roku:
Widzicie pozornie radosną młodą kobietę, oddaną matkę, przystosowaną do życia
w obozie pracy Nováky. Ale: kto sam tego doświadczył, wie, że ran zadanych przez prześladowanie, przemoc, niewolę – tak
w obozie pracy, jak i później w obozie śmierci Auschwitz – nie da się tak łatwo wyleczyć. Wobec narodowosocjalistycznego prześladowania i w obliczu Auschwitz nie można liczyć na nadzieję, że „czas leczy rany“.
Zranieni przez Auschwitz wiedzą, że to, co przeżyli, na zawsze będą nosić w sobie
• niezależnie od tego, ile czasu upłynie
• niezależnie od tego, czy potrafią o tym rozmawiać, czy nie
• niezależnie od tego, czy swoje doświadczenia zachowają dla siebie,
czy (przynajmniej częściowo) przekażą kolejnemu pokoleniu
• niezależnie od tego, czy są zranionymi ofiarami czy sprawcami.
Moja mama powiedziała mi o tym zdjęciu: „Byłaś znakiem życia w czasach śmierci.“ A po wyzwoleniu sąsiedzi w naszym słowackim
miasteczku, gdy nas zobaczyli, zawołali „To cud, że żyjecie!“. Jako dziecko byłam dumna
z tego, że jestem cudem. Dopiero później to lepiej zrozumiałam. Dziś też uważam za „cud“, że
• 3.11.1944 r. przyjechaliśmy ostatnim transportem z Sered do Auschwitz
• jeszcze nas zarejestrowano i wytatuowano nam numery
• ale komory gazowe były już wysadzone dla zatuszowania zbrodni nazistowskich przed zbliżającymi się aliantami
• łut szczęścia pozwolił mnie i moim rodzicom wymknąć się machinie śmierci.
Wszyscy inni z naszej rodziny tego szczęścia nie mieli – poza mną i moją mamą nikt nie przeżył – moja siostra Nora urodziła się krótko po wyzwoleniu, w kwietniu 1945 roku. Całe rodzeństwo mojej matki zostało zamordowane.
Na zdjęciu (fot. 2) widać moją mamę (rocznik 1923) jako najmłodszą z trojga rodzeństwa:
• Franzi rocznik 1911
• Poldi rocznik 1914
• Berti rocznik 1921
Mojego ojca oddzielono od nas po przybyciu do Auschwitz. Na krótko przed wyzwoleniem popędzono go w jednym z marszów śmierci. Według akt został ostatecznie zamordowany
w Melk. W akcie zgonu napisano: „zmarł
w wyniku zakażenia krwi“. Nie da się tego już sprawdzić.
Widzicie mojego ojca jako dziecko na pierwszym zdjęciu ze swoimi rodzicami i na drugim z moją matką, to ich zdjęcie ślubne. Jego losy dane mi było poznać w jakiejś mierze dopiero niedawno. Moja matka zaś żyła
w niepewności, co do miejsca przebywania mojego ojca. Zakładała wprawdzie, że on już nie żyje, ale nie wiedziała nic o bliższych
okolicznościach i oczywiście obawiała się tego, że stosowano wobec
niego przemoc.
Straszne dla trzyosobowej ocalałej rodziny jest to, że właściwie nie
mamy już żadnych krewnych,
• żadnych cioć ani wujków
• żadnych dziadków / pradziadków
• żadnych kuzynów ani kuzynek.
Wszyscy bez wyjątku zostali zamordowani. W naszej rodzinie też się o
tym prawie nie mówiło, nie można było o tym mówić. Zagadką jest dla
mnie często, jak moja matka w obliczu tego dała sobie radę w życiu,
zapewniła nam, obu córkom, prawie normalne dzieciństwo i młodość. Na
zdjęciu widać, że Nora i ja byłyśmy pozornie dwójką dobrze
rozwijających się dzieci:
Nasza matka była osobą o silnej woli, zaradną i przedsiębiorczą.
Nadrobiła maturę, została nauczycielką i zawód ten wykonywała bardzo
chętnie w żydowskiej gminie. Może czasami brakowało jej pożądanej
siły, ale jako nauczycielka mocno trzymała się „pozornie normalnego
życia”. Stwarzało jej ono pomocną do przeżycia strukturę pomimo
psychicznych i fizycznych zranień.
Zrozumiałyśmy to dobrze ja i moja siostra dopiero gdy przeszła na
emeryturę. Kiedy liczba obowiązków, ale także jej wewnętrzna
wytrzymałość i odporność zmalały, ugięła się pod naporem depresyjnych
myśli. Nam, córkom, było niezwykle trudno poradzić sobie z rozpaczą i
depresyjnymi nastrojami matki. Doznana przemoc i mroki przeszłości
zawładnęły jej duszą.
Już jako dzieci nie miałyśmy odwagi pytać ją otwarcie o przeszłość czy o
członków rodziny. Nie chciałyśmy matki roztrzęsionej, smutnej. Nie
wiemy, gdzie nasza matka chowała w sobie całe to przerażenie,
ogromny strach i głęboki smutek z powodu straty.
Na zdjęciu widzicie moją matkę w roku 1992 przy okazji świętowania
moich pięćdziesiątych urodzin:
Jej ostatni etap życia to był bardzo trudny czas dla niej, ale także dla
Nory i dla mnie. Było dla nas jasne, że depresja była skutkiem
doznanego
• poniżenia,
• odczłowieczenia,
• zagrożenia śmiercią,
• utraty ukochanych ludzi i
• nadmiernych wyzwań w okresie powojennym.
Starałyśmy się, ale jednak nie byłyśmy w stanie zaleczyć ran w
udręczonej matczynej duszy. Być może także byłyśmy zbyt blisko tego i
z pewnością same byłyśmy obciążone emocjonalnym dziedzictwem.
Musiałyśmy patrzeć na jej powolny rozpad. Moja matka zmarła w roku
1995 na skutek późnych skutków Auschwitz.
Auschwitz to temat, który porusza, wyprowadza z równowagi i którego w
jego potworności nie sposób pojąć – ani racjonalnie, ani emocjonalnie.
To, że ja sama konfrontuję się z „Auschwitz we mnie“ i „Auschwitz w
niemieckim społeczeństwie“, jest zrozumiałe. Dla mnie Auschwitz to
traumatyzujący element mojej biografii, emocjonalne dziedzictwo. I
• to emocjonalne dziedzictwo nie skończy się na mojej osobie
• ono będzie przekazywane … z pokolenia na pokolenie
• muszę więc sama zadbać o to, aby to dziedzictwo nie przeszło na
moich synów, na moje wnuczki czy na moje otoczenie.
Szczęście, że sama cudem przeżyłam, jest na wskroś ambiwalentne: Na
pytanie, dlaczego właśnie ja przeżyłam, nie da się odpowiedzieć.
Podobnie nie ma odpowiedzi na pytanie, dlaczego wszyscy inni z mojej
licznej rodziny zostali zamordowani.
Jestem wprawdzie bardzo wdzięczna za to, że żyję, ale cierpię z powodu
najgłębszej ludzkiej straty i czuję się czasami po prostu winna tego, że
przeżyłam.
Z tej postawy wynikła moja decyzja, by temu, co sama przeżyłam, a
także skutkom tego w mojej rodzinie i w otwartych grupach
• bezpośrednio się przyglądać
• odczuwać to
• wypowiadać to
• dzielić się tym z innymi
a tym samym przejść przez wewnętrzny proces rozwoju, nawet jeśli
bolesny.
Chciałabym podkreślić wielkie szczęście, że moi synowie i moje wnuczki
konfrontują się z naszą rodzinną przeszłością. Dlatego cieszę się także
szczególnie z tego, że moja wnuczka Naomi przyjechała na tę rocznicę
ze Stanów Zjednoczonych. Przyjechałaby również jej siostra, Nadja,
gdyby nie miała zobowiązań stypendialnych w Kenii.
Moją publikację biograficzną również należy tak rozumieć. Ożywiony
ponownie we wspomnieniach, długo tłumiony ból z powodu nieludzkich
zbrodni i przemocy wobec mojej (licznej) rodziny a także wobec innych
ludzi jest ogromny i dla mnie trudny do zniesienia.
Bez Auschwitz moja biografia wyglądałaby zupełnie inaczej, ale
Auschwitz nie można traktować tak, jakby się nie wydarzyło.
Bez Auschwitz moja własna rodzina, moi trzej synowie i moje dwie
wnuczki miałyby inne emocjonalne dziedzictwo i inne życie.
Moje zaangażowanie na rzecz pełnej ludzkiego szacunku i pokojowej
przyszłości jest dla mnie nieodzowne. Auschwitz nie może się powtórzyć.
Jednak samo proklamowanie „Nigdy więcej “ nie wystarczy!
Utrwalony podział pomiędzy
• tymi, którzy chcą odsunąć od siebie okropności, i
• tymi, którzy konfrontują się z okrucieństwami,
trzeba przepracować razem. Jako ta, której to dotyczy, chcę wnieść w to
swój wkład.
Wiem, że nienawiść i wykluczenie jednostek czy grup zawsze prowadzą
do agresji i wojny. Wiemy, że pomiędzy różnymi grupami czy ideologiami
potrzebny jest most, aby zamknąć lukę empatii pomiędzy różnicami.
Proces zaradczy jest zatem konieczny po obu stronach,
• zarówno w przypadku prześladowanych i ich potomków, jak i
• członków / potomków społeczeństwa sprawców.
I moim zdaniem poradzenie sobie z tym nie jest zadaniem do wykonania
wyłącznie w odosobnieniu. To właśnie społecznie niszczycielskie
procesy, jakim był dla wszystkich narodowy socjalizm, nie są zadaniem
indywidualnym, lecz zbiorowym. One się udają tylko
• w pragnącym zrozumienia i
• dobra byciu razem.
Wiem, że akurat to przesłanie nie spełni się na zawołanie. Ono może
rozwijać się tylko jako przykład życia:
Jeśli Wy, zainteresowana i pamiętająca publiczność, będziecie dawać
przykład pokojowego bycia razem, wówczas są duże szanse na
zbiorowy i sprawiedliwy rozwój w naszym społeczeństwie.
Bardzo dziękuję za Waszą uwagę i Waszą otwartość na moje
rzeczywiście niełatwe refleksje.
Wasza uważna obecność zachęca mnie do kontynuowania obranej drogi
do porozumienia.
Fot. 1