Memoria [PL] Nr 49 (10/2021) | Page 17

Walt Disney, Education for Death 0150 The Making of the Nazi (1943). Kadr z filmu nakręconego na podstawie książki G.Ziemera

dla ich zdrowia były częste intymne uściski

z mężczyznami. […] Kilka tygodni z dala od ichmężczyzn, codzienne wykłady na tematy płciowe, stymulująca literatura […] wszystko to pomaga

w podniesieniu dzietności. I to jest nasza ambicja: podniesienie dzietności” (s. 58).

Domy Dzieł Pomocy Matce i Dziecku otwierały dalszą, trwałą relację: po porodzie i powrocie do domu państwo poprzez urzędników z opieki społecznej (Nationalsozialistische Volkswohlfahrt – NSV) sprawdzało, jak młode matki radzą sobie

z wychowaniem najmłodszych obywateli na oddanych nazistów. Pracownik NSV okresowo wizytował domy, w których mieszkały dzieci

i przeprowadzał wywiad z matką oraz dzieckiem, by mieć pewność, że mały obywatel już od najmłodszych lat jest właściwie zapoznawany

z ideologią nazistowską. Pierwszym etapem instytucjonalnego wdrażania nazizmu były już żłobki (Kindertagesstätte), do których mogły uczęszczać niemieckie maluchy pracujących rodziców, oczywiście pochodzenia aryjskiego. Przekazując dzieci pod opiekę pielęgniarek, rodzice podpisywali „zgodę na to, by podczas przebywania w żłobku dzieci były pod jurysdykcją Partii. Partia mogła z nimi postępować, jak uważała za stosowne” (s. 73).

W umysłach najmłodszych dzieci utrwalano model bycia posłusznym, serwując im jedynie słuszne prawdy życiowe: „[…] dzieci były wychowywane w bezwzględnej karności i absolutnym posłuszeństwie […]. Uczyły się czcić Führera i patrzeć na niego jak na zbawcę Niemiec. Ich umysły były zbyt niedojrzałe, by pojąć wszystkie jego wielkie osiągnięcia, ale żadne dziecko nie opuszczało instytucji, nie dowiedziawszy się, że Hitler to nadczłowiek. […] w główkach małych chłopców zasiewano pierwsze wielkie pragnienie, by zostać żołnierzami Hitlera, u dziewczynek zaś rozwijano pierwsze instynkty macierzyńskie” (s. 74). Warto dodać, że w pierwszym etapie edukacyjnym dopuszczana było istnienie koedukacyjnych grup. Jednak w kolejnych latach edukacja chłopców i dziewcząt niemieckich była prowadzona osobno, w sposób profilowany. Sześcioletni chłopcy zatem stawali się Pimpfami. W nauce pomagał im podręcznik Pimpf im Dienst [Pimpf na służbie], gdzie poznawali zagadnienia związane

z działaniami wojskowymi, manewrami, strzelaniem, gimnastyką czy rysowaniem map. Nieodłącznym elementem były codzienne, co najmniej kilkunastokilometrowe, marsze. W czasie wizyt oraz rozmów z nauczycielami Ziemer nie słyszał o problemach związanych z psychologią dziecka, pedagogiką, motywacją czy nauką krytycznego myślenia. Nauczyciele byli skoncentrowani na czymś zgoła innym: „Przepełniała ich tylko i wyłącznie jedna idea: sprawić, by chłopiec myślał, czuł i działał jak prawdziwy nazista” (s. 90). Służyć temu miało inklinowanie treści ideologicznych do możliwie każdego przedmiotu, jaki pojawiał się na lekcjach w szkole: od przyrody, przez geografię, a zwłaszcza po historię. Idea przywództwa, nieustannej walki, poszerzania przestrzeni życiowej czy utrzymania czystości rasowej mogła być omawiana na przykładzie wiersza, obserwacji życia mrówek czy krytyki systemu demokratycznego w Stanach Zjednoczonych.

Partia dbała, by mały obywatel nie miał zbyt wiele czasu na jakąkolwiek refleksję – po szkole każdy chłopiec miał obowiązki wobec partii: „Dla Pimpfa dzień szkolny nie kończy się o pierwszej. […] Spotyka się z innymi Pimpfami w miejscowej centrali. Tam czekają na niego zadania nałożone przez NSV lub Partię; […] wykonuje setki użytecznych prac – oczywiście za darmo” (s. 99). Wypełnienie czasu dzieciom miało także inny, dodatkowy cel: ograniczenie ważności struktury rodzinnej i zastąpienie jej grupą rówieśniczą ze starannie reżyserowanym i jedynie słusznie akceptowanym zachowaniem.

Gdy chłopiec osiągał wiek 14 lat, mógł wstąpić do Hitlerjugend, gdzie kontynuował zdobywanie wiedzy aż do osiągnięcia wieku 18 lat. W tym czasie kontynuował naukę w szkole, skupiając się na rozwijaniu tężyzny fizycznej oraz zdobywania wiedzy w zakresie historii Partii, geografii wojskowej, botaniki, zoologii czy chemii (s. 200). Na terenie III Rzeszy funkcjonował system rozlicznych ośrodków Hitlerjugend m.in.: morskich, lotniczych czy zmotoryzowanych. Według Ziemera co roku około sześć milionów chłopców uczestniczyło w rozmaitych imprezach sportowych, organizowanych przez Hitlerjugend.

Po ukończeniu edukacji chłopcy odbywali roczną służbę pracy, a następnie szli do wojska. Jeżeli chcieli studiować, mieli taką możliwość, jednak w ograniczonym zakresie – premiowane były kierunki służące rozwojowi państwa i jego wysokiej roli społecznej: medyczne, prawne, nauczycielskie czy militarne. Minister Rust w instrukcji „Wychowanie i nauczanie…” (Erziehung und Unterricht) wyraźnie nakreślił role społeczne przyszłych absolwentów: „Mężczyźni i kobiety, którzy są odpowiedzialni za zdrowie i dobrobyt ideologię polityczną oraz kulturę narodu, muszą czuć się częścią ludu, muszą żyć z ludem i myśleć jak lud” (s. 221).

Młode kobiety również mogły studiować, jednak jak pisze Ziemer, studentki stanowiły około 10% (s. 220) ogółu studiujących, co miało związek z zupełnie innym podejściem do edukacji w przypadku dziewczynek.

Mimo że edukacja dzieci w pierwszych latach życia prowadzona była wspólnie, w wieku sześciu lat chłopcy i dziewczynki byli separowani i od tego momentu ich nauka odbywała się osobno. Miało to na celu profilowanie dzieci do ról ściśle związanych z ich płcią, jakie wobec nich zakładała partia. Rolą mężczyzn była walka, rolą kobiet rodzenie dzieci. Jak pisał Ziemer: „Zanim dziewczynki w nazistowskich Niemczech ukończą czternaście lat, są klasyfikowane jako Jungmädel, młode dziewczęta. W tym czasie otrzymują te podstawy edukacji, które Partia uznaje za istotne. Ale przede wszystkim uświadamia im się ich misję w Trzeciej Rzeszy – mają być rodzicielkami zdrowych dzieci. Dlatego tematyka płciowości wprowadzana jest wcześnie i realistycznie. […] Państwo jest zainteresowane przede wszystkim ich zdrowiem fizycznym. Jungmädel mają mieć zdrowe ciało, zrównoważony umysł i niezachwiane przekonanie, że zbawcą Niemiec jest Adolf Hitler” (s. 113). Warto dodać, że Ziemer nie dopowiedział, co działo się z dziećmi, które nie chciały realizować ściśle przypisanych im przez partię ról. Co szokujące, z jego obserwacji wynikało, że zaznajamianie dziewcząt niemieckich z ich przyszłą rolą, jaką było macierzyństwo, następowało, zanim same zainteresowane były do niej zdolne fizycznie bądź psychicznie: „[…] Jungmädel, otrzymywały wykształcenie wystarczające, by umiały czytać i pisać, no i trochę rachować. Większość ich edukacji dotyczyła gospodarstwa domowego i przygotowania do rodzenia dzieci. […] Czy to nie jest ich misja? […] Czy jest dla dziewcząt cokolwiek ważniejszego niż wyjście za mąż i rodzenie dzieci? […]” (s. 114). Młode dziewczęta miały mocno ograniczony program nauczania, który skupiał się wyłącznie na nauce umiejętności przydatnych przyszłej matce i gospodyni domowej: „Większość dnia poświęcona była gospodarstwu domowemu, eugenice i wychowaniu fizycznemu. […] Te lekcje dostarczały solidnej wiedzy na temat każdego etapu prac domowych i gotowania, jak również opieki nad dziećmi i chorymi. Ich program obejmował także szczegółowe wykłady dotyczące spraw płciowych. Rassenkunde, rasoznawstwo, ujawniało wady ras niearyjskich […]. Weekendy przeznaczone są na półwojskowe piesze wycieczki, które często zaczynają się w sobotę w południe i trwają do niedzieli wieczorem” (s. 115). Widoczna była dbałość o nieustającą stymulację młodych umysłów jedynie słuszną i jedynie akceptowalną wizją ich przyszłości, także w maksymalnym oderwaniu od środowiska rodzinnego.

Można dojść do wniosku, że w zasadzie każdy aspekt życia dzieci był ściśle uregulowany i zaprogramowany przez Partię. Także wybór literatury: „W niemieckich szkołach nie ma bibliotek takich, jakie my znamy. Zwłaszcza dziewczętom nie wolno kupować przypadkowych książek. Wszelką literaturę, która w jakikolwiek sposób wspomina o polityce, można kupić tylko w Brauner Laden, brunatnym sklepie” (s. 124).

W wieku czternastu lat dziewczęta wstępowały do Związku Niemieckich Dziewcząt (Bund Deutscher Mädel), gdzie ugruntowywały wiedzę niezbędną do pełnienia jedynie słusznej roli matki i żony. Kontynuowały tam wykłady z zakresu prowadzenia gospodarstwa domowego oraz eugeniki. Ziemer podawał, że co roku, do szkół BDM przyjmowano około 500 tys. Jungmädel (s. 179). „Każda dziewczyna […] musi nauczyć się obowiązków matki, zanim ukończy szesnaście lat, aby mogła rodzić dzieci. Dlaczego dziewczęta miałyby zawracać sobie głowę wyższą matematykę, sztuką, dramatem albo literaturą? Mogą rodzić dzieci bez takiej wiedzy” (s. 170). Co znamienne, Ziemer przytoczył także statystyki: w Mein Kampf jest 30 stron poświęconych edukacji chłopców i siedem wersów (!) poświęconych edukacji dziewcząt.

Na uwagę zasługuje fakt budowania pewnej alternatywnej rzeczywistości, nieuznającej aktualnej wiedzy pedagogicznej, psychologicznej czy medycznej. Z rozmów przytoczonych przez Ziemera wyziera megalomańska wręcz pewność, z jaką nazistowscy nauczyciele krzewili nowoczesne w ich mniemaniu metody pracy z dziećmi: „[…] do cudzoziemców wreszcie dociera fakt, iż wysunęliśmy się na światowe prowadzenie w dziedzinie edukacji i mamy do zaoferowania coś, co świat powinien zacząć naśladować, jeżeli stwierdzi, co jest dla niego dobre”. (s. 142).

Świat na szczęście poszedł w innym kierunku, choć książka Ziemera stanowi niepodważalnie ponadczasową przestrogę dla osób odpowiedzialnych za edukację oraz zdrowie psychiczne dzieci i młodzieży. Jest głośnym ostrzeżeniem przed sterowaną politycznie profilowaną ideowo edukacją, przed likwidowaniem wolnej i nieograniczonej kultury i nauki, przed próbą budowania społeczeństwa – homogenicznego i ksenofobicznego monolitu, który inność uznaje za zło i zagrożenie. To zderzenie dwóch form podejścia do młodego człowieka: szacunku, akceptacji i tolerancji różnorodności w kontrze do ksenofobii, próby unifikacji ról płciowych i społecznych.