W lutym 1991 r. zapoznałem się z treścią powyższego raportu. Nie było jednak do niego „klucza”, bez którego nie można było odczytać nazwisk zastąpionych w tekście liczbami. „Klucz” ten, zawierający nazwiska i odpowiadające im liczby, udało mi się dopiero odnaleźć dwa miesiące później w Archiwum Urzędu Ochrony Państwa w Warszawie.
Znajdował się on wśród materiałów zabranych Pileckiemu podczas jego aresztowania, które zostało dokonane przez funkcjonariuszy Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego w maju 1947 r. i zawierał zestawienie ponad dwustu nazwisk więźniów KL Auschwitz, oznaczonych kolejno liczbami od osiem do ponad dwieście. Wykorzystując dane zawarte w odnalezionym „kluczu” można było liczby w tekście „Raportu W” zastąpić imionami i nazwiskami więźniów. W ten sposób raport ów stał się na nowo czytelny, co umożliwiło mi jego opublikowanie wraz z obszernym omówieniem pochodzenia źródła i przypisami. Ten unikalny tekst, zatytułowany „Raport Witolda”, ukazał się ćwierć wieku temu w „Biuletynie Towarzystwa Opieki nad Oświęcimiem” nr 12 w 1991 r.
Z kolei emigracyjny historyk polski Józef Garliński, oficer Armii Krajowej i były więzień KL Auschwitz, znacznie wcześniej, ponad pół wieku temu odnalazł drugi obszerny raport na temat tego obozu, który Witold Pilecki napisał we Włoszech w drugiej połowie 1945 r. Liczył on ponad sto stron maszynopisu i był przechowywany w Studium Polski Podziemnej w Londynie. Pilecki opisał w nim swój pobyt w KL Auschwitz i działalność w obozowej konspiracji wojskowej. W tekście tej drugiej unikalnej relacji Pilecki zamiast nazwisk również używał wyłącznie liczb. Wprawdzie sporządził oddzielny „klucz” z wykazem konspiratorów oświęcimskich, lecz ten niestety do dzisiaj nie został odnaleziony.
Józef Garliński po latach żmudnej pracy, konfrontując tekst tej relacji z innymi źródłami oraz przeprowadzając na ten temat wiele rozmów, jak również prowadząc rozległą korespondencję z byłymi więźniami KL Auschwitz, zrekonstruował częściowo zaginiony „klucz” i w dużej mierze w oparciu o powyższą relację i w oparciu o dokonaną rekonstrukcję napisał książkę „Oświęcim walczący”, wydaną po raz pierwszy w Londynie w 1974 r. i mającą potem wiele wznowień, w tym przede wszystkim w tłumaczeniu na język angielski.
Jednym z głównych bohaterów książki Garlińskiego jest Pilecki przedstawiony na tle heroicznych zmagań obozowej konspiracji. Wykorzystanie powstałej zaraz po wojnie jego relacji pozwoliło temu autorowi jako pierwszemu przełamać wiele mitów, niedomówień i zafałszowań
w dotychczasowym przedstawianiu podziemia oświęcimskiego.
Wspomniany powojenny raport Pileckiego, o wiele bardziej i dokładniej zrekonstruowałem, mając do dyspozycji odnaleziony przeze mnie „klucz” do wcześniejszego „Raportu Witolda” z 1943 r. Opublikowałem go jako drugą część wspominanej już mojej książki „Rotmistrz Pilecki. Ochotnik do Auschwitz”, która dwadzieścia lat temu ukazała się po raz pierwszy w Polsce.
Odszukanie zaginionego „klucza” do powojennego raportu Rotmistrza Pileckiego, to zadanie, którego historycy jeszcze nie wykonali. „Klucz” pozwoliłby w całości ten raport rozszyfrować i jeszcze bardziej wzbogacić dotychczasową wiedzę na temat polskiej konspiracji wojskowej w KL Auschwitz. Jego odnalezienie byłoby dużym sukcesem
i ważnym odkryciem historycznym. Na razie nikomu to się nie powiodło, w tym również Jackowi Fairweatherowi, który dokonywał wraz ze swoim zespołem dokumentalistów poszukiwań dokumentów związanych z obozową działalnością konspiracyjną Pileckiego również w archiwach angielskich, amerykańskich i szwajcarskich.
We wrześniu 1940 roku Witold Pilecki trafił do KL Auschwitz. Dał się dobrowolnie ująć podczas łapanki w Warszawie i przekroczywszy bramę obozu, stał się numerem 4859. W obozowym pasiaku jako oficer Wojska Polskiego wykonywał swą wyjątkowo niebezpieczną misję, tworząc w obozie Auschwitz polski wojskowy ruch oporu. Wśród więźniów, dla których jedynym celem było dotychczas przetrwanie, wzbudził nadzieję i wolę walki. Jego raporty, wysyłane głównie za pośrednictwem więźniów zwalnianych z obozu lub uciekinierów – były dramatycznym wołaniem o pomoc. Ale pomimo ich przerażającej treści ratunek spoza obozowych drutów nie nadchodził.