Memoria [PL] Nr 34 (07/2020) | Page 28

Pewnego wieczoru […] natknąłem się na leżący na ziemi zmięty i zatłuszczony papier, pokryty pismem, które przyciągnęło moją uwagę. Podniosłem go i po przyjściu do bloku rozwinąłem pieczołowicie, aby go nie uszkodzić. Zalatywał śledziem i Bóg wie jeszcze czym. Ale były to nuty. Sama melodia, pisana odręcznie, ale bardzo czytelnie, bez harmonizacji, bez akompaniamentu. U góry tytuł: Trzy polonezy warszawskie z XVIII wieku, autor: Anonim.

Umyłem jak najostrożniej cenny dokument

i powiesiłem w dyskretnym miejscu sali muzycznej, aby wysechł przez noc. W ciągu następnych kilku dni zharmonizowałem

i rozpisałem na mały zespół kameralny wszystkie trzy polonezy, po czym zacząłem je próbować w bloku, kiedy tylko warunki na to pozwalały. Okazały się one istnymi perłami muzyki polskiej XVIII wieku. Niektórzy z mych kolegów Polaków winszowali mi tego „wyczynu”, uważając go za akt oporu.

Zaskoczyło mnie to trochę, gdyż dla mnie była to zwykła satysfakcja muzyczna, co prawda wzmożona przez polskość tej muzyki, ale nie widziałem, w czym jej zakonspirowane wykonywanie może zaszkodzić Niemcom czy wpłynąć na przebieg działań wojennych...

Po wojnie odtworzyłem na nowo, z pamięci, te „Trzy polonezy warszawskie”.

Dzięki staraniom wielu osób i instytucji, w tym PWM w Krakowie, udało się te nuty odnaleźć, a przy finansowym wsparciu Fundacji Pamięci Ofiar Auschwitz-Birkenau oraz pod patronatem Państwowego Muzeum Auschwitz-Birkenau w Oświęcimiu, nagrać i wydać ten muzyczny tryptyk w formie CD.

Odnalezienie i nagranie tych utworów przywraca do życia dorobek muzyczny polskiej spuścizny kulturalnej, a obecnie trwają badania naukowe, których celem jest ustalenie, czy te utwory są znane w historii muzyki polskiej. Wyjątkowość tych utworów polega nie tylko na możliwości usłyszenia brzmienia orkiestry obozowej, ale to również przykład niezwykle rzadkiego sposobu orkiestracji, wymuszonego sytuacją więźniów-muzyków w obozie.

Dyrygent każdej z obozowych orkiestr

w Auschwitz miał niewielki wpływu na skład osobowy swojego zespołu, w szczególności nie wiedział, czy muzycy przeżyją kolejny obozowy dzień. Choć w miejsce tych, którzy zachorowali, poszli do gazu albo „na druty” przychodzili nowi, to koniecznością było przygotowanie instrumentacji tak, aby partia jednego instrumentu mogła zostać zastąpiona innym, co Laks wspomina tak:

Nagłe zniknięcie jednego lub kilku muzyków powodowało „pustki” w akordach, a nierzadko w partiach solowych. Narzuciło mi to ponury obowiązek bacznego śledzenia stanu zdrowia fizycznego i psychicznego mniej wytrzymałych kolegów i zastosowania specjalnego rodzaju instrumentacji. System ten, który w gwarze muzycznej nosi nazwę „odeon”, polega na umożliwieniu wykonania jakiegokolwiek utworu przez dowolną obsadę, niezależnie od obecności czy nieobecności jednego lub nawet kilku muzyków. Uzyskuje się to drogą wpisania małymi nutami ważniejszych tematów do innych partii głosowych, tak że w razie nieobecności głównego solisty zastępuje go któryś z obecnych, odczytując owe małe nutki. Z upływem czasu osiągnąłem prawdziwe mistrzostwo w tej osobliwej sztuce, a trapiące mnie „dziury” brzmieniowe pojawiały się coraz rzadziej. Dopiero po długich miesiącach skład orkiestry, coraz liczniejszej, jako tako się ustalił, co mi pozwoliło porzucić działalność grabarza muzycznego.