Memoria [PL] Nr. 28 (1/2020) | Page 12

I chce również wam opowiedzieć – ja pracowałam w lagrze w czterech komandach. Pierwsze komando – zbierałam pokrzywy. I te ręce moje krwawiły. 12 godzin na dzień. A kiedy nas budzono, to wszyscy co tu siedzą to przeżyli, o 4 rano, dawali nam z tej pokrzywy picie i również posługiwali się tą pokrzywą-zupą. Aufseherka, to znaczy która nas pilnowała i wszyscy wiedzą co to jest Aufseherka, była bardzo okrutna, miała psa i kija i nas biła jeśli kosz tak wysoki nie był ubity tą trawą, którą myśmy używali. Byłam w tym komandzie dużo miesięcy, a później w drugim komandzie, Kartoffelkommando, w którym byłam krótko i na tej Lagerstrasse, na tej ulicy spotkałam kuzynkę, która była żoną lekarza i ona pracowała na rewirze. A rewir? Z jednej strony kominy się paliły, a z drugiej strony były szpitale. Ale co to były za szpitale? Wszystkie choroby jakie tam mogłam, Flecktyphus, Bauchtyphus, to wszystko pozostało mi w głowie po niemiecku. I straszny świerzb, który mnie gryzł i byłam pierwszą, najlepszą kandydatką do komina, bo przeszłam również kiedy doktor Mengele segregował nas, to myśmy się ustawiali nago w rzędzie i tak żeśmy szli na śmierć. A ja powiedziałam: „Ja nie pójdę.” I się schowałam pod pokrywą łóżka, jakoś się ocaliłam z tego. I później jeszcze jedno Kommando. Pracowałam na rewirze i moją pracą codzienną było patrzeć jakie wszy i nauczyłam się również, że są dwa rodzaje tych stworzeń – jedno to są wszy głowowe, a drugie wszy odzieżowe. I tak zabijałam palcami te wszy. To była moja robota pierwsza z rana.

Nie można opowiedzieć o tym wszystkim. Byłam po tej mojej strasznej chorobie i po tej chorobie, chorobach właściwie, dostałam się do Kommanda „Kanada”, a Kanada to jest imię, które sami więźniowie wymyślili. Więc ja pracowałam w Kanadzie. Tu są na pewno ludzie z Węgier i ja w rękach trzymałam węgierskie ubrania. Na początku płakałam, a później musiałam się przyzwyczaić, że to ma być moja robota. A na tych wielkich górach różnych ubrań całego świata, spotkałam fotografie moich nauczycieli z Łodzi, bo w ‘44 roku była likwidacja getta łódzkiego. Ponieważ szkoły żydowskie były zamknięte, postanowiłam, że muszę się czegoś uczyć, a było tyle języków! Z piętnastu języków, ja słyszałam tyle języków i mówiłam „Muszę się czegoś nauczyć, to się nauczę języka.“ I znalazłam z Belgii jedną panią, która była moją nauczycielką, bez ołówka, bez papieru, bez niczego i ja się uczę. I skończyłam Auschwitz-Birkenau z płynnym francuskim. A druga rzecz, której się nauczyłam, to były wiersze i melodie, które tworzyli różni więźniowie. I jedną z nich była Krystyna Żywulska i jej wiersz stał się naszą modlitwą. Nauczyłam się tego wiersza, to jest bardzo długi wiersz, którego nie będę deklamowała, bo go znam dzisiaj tak jak wtedy. Wiersz Krystyny Żywulskiej „Wymarsz w pole”, był znany nam jako „Wymarsz za bramę” i stał się naszą modlitwą.

Opis tamtych cierpień był wyrazem każdej z nas, ale nie każda więźniarka była w stanie tak opisać bolesną rzeczywistość. Głównym źródłem siły była szalona żądza zemsty, "za tyle mąk, za tyle skarg, bagnety w mózg, sztylety w kark". Słowa buntu wędrowały z ust do ust i ulegały nieznacznej zmianie zależnie od pamięci i osobistych asocjacji więźniarek. Myśl o zemście stała się źródłem siły, aby znieść długie dni i noce ludzkich cierpień. Ja się dalej uczę i uczę się cały czas.

A co mi pomogło przeżyć? To, że sama zdecydowałam zrobić coś dla siebie i sama wybierać to, co chcę, a nie to, co mi rozkazują. Ale ja nie byłam wyzwolona 27. Już słyszałyśmy kanony ruskiej armii, ale wtedy to nie było wyzwolenie, tylko wygnali nas na marsz. Tak myślałam tam, to znaczy tu. Tam w piekle był to sen ściętej głowy - sen o wolności. Tam serce biło krzykiem zemsty za tyle cierpień, za czekanie w kolejce na śmierć z góry przeznaczonej, a kraje świata nie czyniły nic. I do dziś mam to uczucie, gdzie żeście wy wszyscy byli, gdzie był świat, który widział i słyszał i nic nie robił, żeby ocalić tyle tysięcy.

A co będzie dalej? Ponieważ uczenie było moim marzeniem.

Powiem z serca, a nie z papieru. Byłam w Auschwitz-Birkenau do likwidacji obozu i moją ostatnią pracą w Kanadzie, to było imię nadane przez więźniów, przez Sonderkommando właściwie, bo Kanada to bogaty kraj, a tam wszystkie rzeczy, które przynieśli ze sobą więźniowie ze wszystkich krajów były zebrane w Kanadzie i tam to wszystko widziałam, ale Kanada miała jeden plus – że tam było co jeść.