Memoria [PL] Nr. 18 (03/2019) | Page 29

Przytoczone wyżej trzy historie rodzinne, zrekonstruowane głównie w oparciu o dokumenty osobiste, dają wyobrażenie o potencjale tych materiałów. Nie uzyskujemy z nich wprawdzie bezpośrednio wszystkich informacji, ale dane w nich zawarte mogą być znakomitym początkiem drogi do ustalenia losów ich zamordowanych właścicieli.

Oprócz dokumentów prywatnych w zasobie archiwalnym Muzeum są także wspomniane już fotografie. W sumie znaleziono 795 zdjęć. Część z nich znajdowała się w 10 albumach, pozostałe zaś luzem. Opracowanie tych materiałów nastręcza sporo trudności, ponieważ stosunkowo niewielka liczba fotografii opatrzona jest adnotacjami sporządzonymi przez ich autorów lub właścicieli. Na rewersach zdjęć można znaleźć dedykacje z nazwiskami ofiarodawców i obdarowanych oraz informacje o tym, gdzie i kiedy wykonano dane zdjęcie. Zdjęcia opisano w językach: polskim, niemieckim, czeskim, słowackim, francuskim i włoskim. Podobnie zresztą rzecz się miała w przypadku dokumentów, których większość sporządzona została po polsku i po niemiecku, ale też w językach: rosyjskim, francuskim, włoskim, a także greckim, hiszpańskim i niderlandzkim.

Dodatkowym utrudnieniem do niedawna był fakt, że 328 zdjęć znalezionych luzem zostało wklejonych do wspólnego albumu. Uczynili to pierwsi pracownicy Muzeum, pragnąc zapewne w ten sposób zabezpieczyć zdjęcia przed zgubieniem i zniszczeniem. Powstał jednak dziwaczny twór, który – jak się okazało w latach późniejszych – był przyczyną nieporozumień i utrudniał porządkowanie całego zbioru, zawierając zdjęcia przynależne pierwotnie do innych kolekcji, częściowo także te pochodzące z oryginalnych albumów rodzinnych.

O wyjęciu zdjęć z albumu nie było mowy, ponieważ zostały one przymocowane do jego kart za pomocą bardzo mocnego kleju. Przez wiele lat toczyła się dyskusja dotycząca możliwości odseparowania odbitek i przywrócenia ich do pierwotnie stworzonych kolekcji. Niezbędna była fachowa konserwacja, podczas której wydobyte z albumu fotografie zostałyby wzmocnione i uelastycznione, a w dalszej kolejności umieszczone w klaserach do archiwizacji materiałów fotograficznych już jako osobne obiekty. Realizacja tej idei nie była jednak ani prosta, ani tania, a i chętnych do wykonania prac konserwatorskich było niewielu. Dopiero w 2017 r., po okazaniu albumu współpracującej z Muzeum konserwatorce i negocjacjach co do sposobu przeprowadzenia konserwacji, a także po otrzymaniu wstępnej, możliwej do zaakceptowania wyceny usługi, zapadła ostateczna decyzja o jej realizacji. Album trafił do pracowni konserwatorskiej w 2018 r.

Archiwiści oczekiwali z niecierpliwością, ale i niepewnością na rezultaty. Liczyli na to, że na rewersach zdjęć znajdą jak najwięcej wskazówek i informacji. Otrzymywane od konserwatorki wiadomości nie zawsze napawały jednak optymizmem. Ekspertyza kleju i podłoża wykazała zastosowanie kleju kazeinowego, który jest niezwykle trwały. Każda próba odseparowania zdjęć mogła więc zakończyć się fiaskiem i narazić je na uszkodzenie. Malały też szanse na ocalenie ewentualnych adnotacji znajdujących się na rewersach. W dokumentacji konserwatorskiej czytamy: „Wszystkie fotografie mocno przylegają do podłoża kart albumu. Przy tym zostały bardzo ciasno przyklejone po obu stronach kart, niekiedy nachodząc na siebie. W wyniku tego powstały zniszczenia, takie jak zagięcia czy ślady po kleju na warstwie emulsji. Karty są brudne i zakurzone. Fotografie są w przeważającej części zniszczone, zabrudzone, odbarwione, posiadają wiele uszkodzeń o charakterze korozyjnym. Podłoże papierowe, jak i warstwa emulsji są bardzo osłabione, co świadczy o aktywności mikrobiologicznej”8.

Opracowany plan konserwatorski zakładał „demontaż poszczególnych fotografii z kart albumu (rozwarstwienie kart), oczyszczenie mechaniczne zdjęć, podklejenie pęknięć i przedarć, scalenie kolorystyczne obiektów/punktowanie”9.

Zgodnie z planem, po kilku miesiącach zdjęcia wróciły do zbiorów muzealnych w dobrej kondycji. Co będzie z nimi dalej? Zasady pracy archiwalnej z tego typu materiałami nakazują, by przywrócić je do oryginalnych kolekcji. Tak też się stanie.

Fotografia Jana Ściuby, syna