MANEzette #2 1\2014 | Page 36

Jesteśmy Apple! Kiedy pierwszy raz usłyszałem o  fabule tego odcinka, to nie mogłem uwierzyć, że twórcy serialu mogli wpaść na coś takiego. Od tej chwili wysyłałem do Hasbro moje myśli, które brzmiały „Proszę, tylko tego nie zwalcie!”. Myhell C zy udało im się zaspokoić mój gust? Zapraszam do recenzji odcinka „Pinkie Apple Pie”! A  ten rozpoczął się całkiem normalnie. Twilight Sparkle zaczęła się bawić w  genealogię, czyli poszukiwała więzi, jakie mogły łączyć różne rody kucyków. Jakby tego było mało, to do jej domku bezceremonialnie wkroczyła Pinkie Pie i  postanowiła sobie pogrzebać w  wynikach jej badań. Tutaj naprawdę cała historia ma początek. Nasza imprezowa klacz na swój sposób odczytała, że jest spokrewnienia z  klanem Apple! Dlaczego na swój sposób? Ponieważ ostatnie nazwisko, które różowa klacz uważała za swoje, było rozmazane i  niemożliwe do odczytania. No cóż, aby dowieść prawdy, cała rodzina sadowników z  Ponyville postanowiła wraz z  Pinkie Pie udać się do kuzynki Granny Smith, Goldie Delicious, która jako jedyna mogła dowieść tej tezy. Czas 36 pakować manatki i  ruszać w  drogę! Duszą serialu jest oczywiście muzyka! Tym razem autorzy i  wokaliści odwalili kawał dobrej roboty, racząc nas wspaniałą piosenką. Idealnie wpasowała się w  treść odcinka, pokazując więź, jaka łączy członków mafii Apple i  daje mnóstwo radości oraz… komicznych sytuacji. Oby twórcy mieli więcej zapału do tworzenia takich kawałków! Widać, że animacja na tle innych odcinków znacznie się poprawiła. Animatorzy musieli pewnie popracować nieco ciężej, ale ich efekty nie są niezauważalne. Da się zauważyć zmianę mimiki twarzy oraz sam ruch postaci, nie mówiąc już o  warunkach pogodowych. Gdyby producenci zawsze mieli tyle chęci, to na pewno podniosłoby to prestiż serialu. Niestety, wszyscy wiemy, jaki niekiedy potrafi być ich zapał…