MANEzette #2 1\2014 | Page 48

„World of War” Ta piosenka zmusza natomiast do zastanowienia się nad tym światem. Światem, w  którym cały czas toczą się jakieś walki, a  wojny są uznawane za najlepszy sposób rozwiązywania problemów. Dostaje się zwłaszcza Amerykanom, chociażby Task Force jest nazwane „brudną duszą amerykańskich instytucji”. Można by określić „World of War” za agresywny, metalowy protest song. Generalnie do zastanowienia się nad sensownością wojen… „Live Now!” To utwór o  porzuceniu własnego strachu i  podawaniu przez podmiot liryczny pomocnej dłoń (co się wszyscy uwzięli na ten motyw?). Słabszy od kawałka Turbo i  zdecydowanie gorszy od piosenki Arii. „Far From The Stars” Traktuje on o  pysze człowieka, ślepej wierze we własną siłę i  ludzkiej chęci kontroli wszystkiego. W  refrenie pojawia się „wyższa istota”, której nie możemy ujrzeć, a  która zapewni lepsze życie podmiotowi. I  właśnie ten trącący chrześcijaństwem refren i  chór psują wydźwięk krytyki ludzkości. Plusem jest tutaj za to galopująca muzyka, taka jak powinna być w  tego typu piosenkach. „Burning Sun” Nie zwalniamy tempa, a  nawet je troszkę podkręcamy fenomenalnym wokal Derisa, uderzającym w  te same nuty co Halford z  Judas Priest (kolejne podobieństwo krążka Turbo do tego Hellowe- 48 enowego, ktoś się tu chyba inspirował, hm?). Utwór zasłużenie otrzymuje gwiazdkę dla najlepszego kawałka z  płyty, a  wszystko dzięki wspaniałej solówce i  świetnej współpracy wszystkich gitarzystów, co potęguje brzmienie, a  wszystko okraszone monumentalnym chórem, choćby dla tej piosenki warto przesłuchać ten album! ”Waiting For The Thunder” Typowo rockowy kawałek, w  którym ponoć linię klawiszową skomponował Deris po pijaku, choć tematyka znowu oklepana – przygotowania do walki bohatera. Choć akurat w  środku albumu można uznać go za miły przerywnik, w  innym miejscu kłułby uszy niemiłosiernie. „Hold Me In Your Arms” Było coś thrashowego, było coś rockowego, było też klasycznie - coś power metalowego, czas na balladę. Pokazuje, że człowiek zawsze będzie potrzebował czegoś, bez czego okazuje się tylko słabą istotą, niepotrafiącą wykorzystać swojej mocy… To coś to miłość. Miłość „aż do końca mojego życia”. Cóż dodawać więcej? Bardzo dobry utwór. „Wanna Be God” Niewiele brakło, by to „Wanna Be God” dostał gwiazdkę. Nietypowy utwór, bo… śpiewany a  capella z  delikatnym wsparciem perkusji. Dopiero pod koniec wchodzi reszta zespołu do akcji. „Straight Out Of Hell” Wracamy do power metalowej „młócki”. Tytułowy utwór ma w  sobie to coś. Właściwie nie ma się do czego przyczepić, choć nic także nie wyróżnia się in plus. Ot, typowa, solidna piosenka w  tym skomponowana w  owym nurcie. „Asshole” Nie mogło zabraknąć też kawałka, w  którym tekst jest bardziej, ekhem… dosadny, o  czym świadczy choćby sam tytuł. Brzmienie typowe dla hard’n’heavy i  tekst, w  którym dobitnie przedstawione jest jak wygląda konstrukcja psychiczna ludzkiej istoty. „Years” Utwór, który spokojnie mógłby znaleźć się na takim klasyku jak „Keepers of the Seven Keys. Part I”. Radosna galopada w  iście helloweenowskim stylu, okraszona orkiestrowym akompaniamentem. Jest coś energetycznego w  tym kawałku, może fraza, że „całe życie jest w  Twoich rękach” „Build up strength so life can‘t turn awkward, avoid the pigeonholes Free your mind to choose from the good things that come your way” „M ake Fire Catch The Fly” Początek nasuwa skojarzenia z  mroczną muzyką Alice’a  Coopera, a  potem następuje przyspieszenie. Dobra praca perksuji, choć tekst nie rzuca akurat na kolana. Może po prostu wolę bardziej „radosne” i  „grające z  kon-