REGIONY
HURTOWNIE
pracował, taczką, kielnią i betoniarką. Dopiero grecki kierownik budowy powiedział im, co to jest.
Większość znajomych ze studiów upychała się po bankach, działach marketingu, urzędach. Rodziny doradzały: „ najlepsza i pewna praca to państwowa, stała pensja, po co wam się szarpać”. To był jednak czas „ brania spraw w swoje ręce”. Oni wzięli. Zaczęli od handlu cytrynami, z którymi miały problem chłodnie. Stąd powstała nazwa firmy Lemonex. Na to „ ex” była wówczas moda. Jeśli w nazwie polskiej firmy w końcówce jest „ ex”, to pewne, że firma ma około 25 lat. Logo zdecydowanie odświeżyliśmy kilka lat temu, bo lekko już trąciło
myszką, ale gdybyśmy byli kancelarią prawną, byłoby na pewno idealne bez odświeżania. To oczywiście żart. W całym procesie wyboru nowego logo i kolorystyki uczestniczyli pracownicy, sprzeczając się o najdrobniejszy szczegół.
Najpierw Lemonex sprzedawał głównie w Lublinie, a z czasem rozszerzał dystrybucję na całe województwo. Źródłem informacji była telegazeta. Właściciele firmy jeździli po cytrusy na giełdę krakowską, katowicką czy warszawską i sami rozwozili towar po odbiorcach.
Wcześnie zacząłem z nimi pracować. Mam 23 lata stażu w tej firmie – opowiada Bogusław Szacoń, dziś dyrektor handlowy firmy. – Co prawda skończyłem historię na UMCS, ale nie miałem serca do uczniów.
Trzeba inwestować w firmę
Dyrektor wspomina o trudnościach, które firma napotykała od początku
swojej działalności: – To były ciężkie czasy dla handlu, żywioł. Była też duża konkurencja, choć wiele z tamtych firm, które ruszały razem z nami, takich jak Madmax czy Polcytro, już nie istnieje. Byliśmy długo małą firmą, która z czasem zaczęła wyrastać w województwie
O FIRMIE:
Lubelska firma Lemonex w tym roku świętuje swoje 25-lecie. Na początku ograniczała się do handlu owocami cytrusowymi. Obecnie w swej ofercie ma ponad 11 tys. różnych produktów. Obsługuje ponad tysiąc klientów z woj. lubelskiego. Wciąż rozwija eksport. Dociera z ofertą do Wielkiej Brytanii, Holandii oraz Niemiec. Firma jest także operatorem sieci sklepów spożywczych Kropka.
lubelskim. Udało się głównie dzięki mentalności właścicieli, którzy wciąż inwestowali w firmę – opowiada dyrektor.
Obecnie największym problemem według dyrektora Szaconia jest nierówne traktowanie przez producentów kanału tradycyjnego i nowoczesnego. – Trochę późno producenci otworzyli oczy, ale na szczęście zachłyśnięcie się kanałem
nowoczesnym już minęło. Zagrożenie dostrzegli także dostawcy zbyt mocno uzależniający się od dyskontów czy supermarketów. Tu cena czyniła cuda. A tymczasem nie tylko cena, ale skład produktu czy gramatura mają znaczenie. Mam marzenie, aby świadomość klienta rosła wraz ze średnim wynagrodzeniem i zamiast godzinę latać za prostymi zakupami spożywczymi po hipermarkecie stwierdził: „ Mój czas się liczy, zrobię zakupy u pana Janka na swoim osiedlu”.
Spełniony sen
Historia trzech młodych wspólników przypomina „ Ziemię obiecaną” Władysława Reymonta. Padają tam słowa: „ Tak, ja nie mam nic, ty nie masz nic, on nie ma nic(…) To razem właśnie mamy tyle, w sam raz tyle, żeby założyć wielką(...)” hurtownię( w oryginale chodziło oczywiście o fabrykę, ale idea ta sama). Od czasu, kiedy 25 lat temu wystawili nad jeziorem stolik z owocami, firma doszła do obrotów rzędu kilkunastu milionów miesięcznie. Magazyny z biurami mają prawie hektar powierzchni! Aż trudno policzyć, ile dziś zmieściłoby się w nich takich stolików, jak ten pierwszy.
A to, że dziś hurtownia dostarcza towar do prawie tysiąca klientów województwa lubelskiego, setek sklepów w Londynie i pozostałej części Wielkiej Brytanii oraz Grecji, Niemiec i Holandii … Czy 25 lat temu mógłby ktoś o tym w ogóle marzyć?
Ciekawe jest to, co mówi Bogusław Szacoń: – Mało kto pracuje tu krócej niż 10 lat. Może dlatego, że firma inwestuje w swoich ludzi, motywuje ich i szkoli?
AGNIESZKA SZWAJGIER
28 Życie Handlowe marzec 2017