Lego ergo sum Scribo ergo sum listopad 2019 | Page 17

Drzwi otworzyły się i Akkaria weszła do środka. Na powitanie jedynie posłała starszym przyjaciołom szeroki uśmiech. Już pewien czas temu postanowili oni, że w sytuacjach prywatnych bardzo niezręcznie by się czuli, gdyby się im kłaniała.

Gdy tylko usiadła w wolnym fotelu, Dannyl odezwał się:

- Wybrałaś już dyscyplinę?

Nowicjuszka utkwiła wzrok w stojącym przed nią stoliku,

a następnie wzięła głęboki oddech, zastanawiając się jak odpowiedzieć na to pytanie. Gdyby to było takie łatwe, pomyślała.

- Akkario, wiesz, że nie możesz tego przeciągać w nieskończoność - zauważył Rothen. - Nie ma czegoś, co by cię zachęcało do którejś z dziedzin.

Dziewczyna zatknęła kosmyk czarnych włosów za ucho, po czym odpowiedziała:

- Jakoś żadna z nich mnie nie interesuje - wzruszyła ramionami. - Myślę, że po prostu wybiorę Uzdrawianie jak moja mama - dodała po chwili namysłu.

Zerknęła na Dannyla, a następnie przeniosła wzrok na starszego z magów, który przyglądał jej się z melancholijnym wyrazem twarzy. Trwali przez chwilę w milczeniu, gdy w końcu Rothen przemówił:

- Sonea byłaby z ciebie niezwykle dumna.

Wszyscy troje uśmiechnęli się na wspomnienie drobnej, upartej kobiety. Akkaria miała już odpowiedzieć, gdy jej wzrok się rozmył, a w głowie pojawiła się niespodziewana wizja.

Wokół wszędzie było pełno kurzu, buchały płomienie, ludzie bezgłośnie krzyczeli. Pojawił się obraz jej samej. Stała

z niewzruszonym wyrazem twarzy z krwią na rękach. Jej oczy były ciemne i nieprzeniknione.

Nagle wizja zniknęła i dziewczyna zachwiała się na swoim siedzeniu. Spojrzała zdezorientowana po swoich towarzyszach, którzy przyglądali się jej z niepokojem i troską.

- Chyba mamy problem - wyszeptała.