Dzisiaj każdy z nas nosi w kieszeni mini-makietę społeczeństwa. Zamiast „Damy z łasiczką” mamy archaiczne memy, hierarchie zmieniające się w ciągu kilku dni i nawet własną odmianę języka. Po dłuższej analizie można dojść do wniosku, że internet bardzo dużo mówi o nas jako o ludziach. W miejscu, gdzie wszystkim wydaje się, że są anonimowi, nie mamy żadnych hamulców, nie widzimy konsekwencji swoich czynów, może nawet nie zdajemy sobie sprawy z ich rzeczywistości. I tak oto na scenę wkracza kultura unieważniania...
Czym w ogóle jest cancel culture? Jest to rodzaj ostracyzmu społecznego w internecie polegający na odcięciu komuś znanemu zasięgów w wyniku jakiegoś działania. Jest najczęściej skutkiem rozzłoszczenia dużej grupy ludzi, na przykład na skutek rasistowskiego komentarza lub kontrowersyjnego lub niewygodnego tweeta. Jedni nazywają to aktem samosądu i ograniczeniem wolności słowa, jednak ci z drugiej strony przekonują, że jest to rodzaj aktywizmu społecznego. Sama spędziłam wiele lat w internecie i obserwowałam niejednokrotnie, jak wiele różnych celebrytów było 'cancelowanych', żeby tylko późnej po jednym filmiku z łzami w oczach znowu wrócić do łask. Jest to ciekawy fenomenom - pozwala nam badać, jak szybko zmienia się, przy dużym uogólnieniu, struktura władzy.
Cancel culture jest bardzo skomplikowanym konceptem. stąd też istnieje wiele różnych argumentów za i przeciw. Sama uważam, że jest to konieczne działanie, gdyż z rosnącą sławą łatwo jest oderwać się od rzeczywistości i zwyczajnych problemów dnia codziennego. Istnieje jednak różnica pomiędzy krytyką a hejtem, o czym - czasami mam wrażenie - niektórzy zapominają. Łatwo jest powiedzieć 'Szanuj innych', trudniej powiązać to z działaniami - dlatego chcę, żeby pamiętać, że internet wcale nie jest wielką próżnią, a ludzie tam tworzący nie istnieją dla naszej rozrywki.
Amelia Ryń
09
O pewnej kulturze w chmurze...