B
Sutki, kwejk i marazm
adziewie, nuda, ale ważne, że obrazki
są kolorowe, za dużo czytać nie
trzeba, więc wysiłek intelektualny
ograniczony zostaje do minimum. Raz na jakiś
czas zdarzy się coś, co rozbawi, zainteresuje,
ale ostatecznie łapię się na tym, że przewijam
tylko po to, żeby dojechać do ostatniego
obejrzanego „kwejka” czy „demota”. Byle
szybciej, bo parę rzeczy jeszcze mam do
zrobienia. Choć myślami jestem gdzie indziej,
a bierne podziwianie pomysłów podejrzanie
niskich lotów urzeczywistnionych za pomocą
wymyślnej grafiki mnie nie kręci – i tak
przewijam. Jak maniak uzależniony od kiczu
w głębi duszy tęskniący za harmonijnym
pięknem tak trudno teraz dostępnym.
Wchodzę ostatnio do Biblioteki Polonistycznej przy Rondzie Jagiellonów i moim
oczom ukazuje się piękna, młoda (a jakże!),
zapewne wydepilowana na gładko, wszędzie,
gdzie trzeba brunetka. Z gracją siedzi tyłem
do widza, znaczy mnie, ukazując zgrabne,
jędrne i optymalnie jak na kobietę umięśnione plecy w sukience z dekoltem tak
głębokim, że ledwo zakrywa nieunikniony
syndrom pękniętych pleców. Nie, nie
siedzi w bibliotece, siedzi na plakacie. Kusi.
W końcu odrywam od niej wzrok (z trudem!), w myślach karcąc się za podejrzewanie samej siebie o homoseksualizm albo
jaką inną fanaberię (sukienka cudna!) i zastanawiam się, jak to jest możliwe, że ta ociekająca seksem kobieta reklamuje Księgozbiórkę; jak to jest możliwe, że erotycznie
pociągająca niewiasta promuje akcję mojego
Uniwersytetu hasłem: „Z kobietą jak
z książką: wysoko się ceni i bywa niedostępna”. Jaką drogę skojarzeń przeszła książka,
by połączyć ją z kobietą i odwrotnie?
Te i inne sutki niedługo wydłubią mi oczy,