w jakiej ilości? Św
spędzony z bliskimi
pomocy - obie te r
robić codziennie.
Świąteczna depresja
Godzina czwarta po południu. Jak na
komendę pracownicy zaczęli zrywać się
z foteli, pospiesznie pakować swoje
torby, śmiać się i wybiegać z biura. Na
pytanie jednego z nich, czemu Maciek
również nie wychodzi, mężczyzna z
wymuszonym
uśmiechem
odpowiedział, że musi nadrobić
zaległości. Skłamał. W rzeczywistości
Maciek nie miał żadnych zaległości.
Wszystkie papiery były posegregowane,
raporty dokończone, a segregatory
poukładane. Maciek Wolski nie chciał
jeszcze wychodzić. Chciał siedzieć tu jak
najdłużej, byle tylko nie widzieć tych
wszystkich ludzi biegnących jak na
wyścigi do swoich samochodów,
kupujących prezenty na ostatnią chwilę
czy niosących siatki z zakupami
spożywczymi. Każdy człowiek, każda
osobna jednostka, starszy pan w
eleganckim płaszczu, nastolatka bez
czapki, dziecko z zabawką w ręce,
chłopak obejmujący dziewczynę -
wszyscy oni sprawiali, że na ich widok
Maciek miał ochotę rwać sobie włosy z
głowy.
Co ci wszyscy ludzie widzieli w
świętach? Co można było widzieć w
brudnych plamach starego śniegu,
zabłoconych chodnikach, korkach i
zwiększonej ilości wypadków na
drogach? Boże Narodzenie sprawiało,
że wszyscy stawali się nagle tak
fałszywie mili, pomocni i hojni - czy tak
naprawdę nie chodziło o pochwalenie
się swoim majątkiem, udowodnienie,
kto ma najbardziej zieloną choinkę, kto
najładniej ją przystroi, kto wywiesi
najwięcej lampek na podwórko, kto
kupi największy, najbogatszy, najlepszy
prezent i kto najpiękniej go zapakuje?
Czy święta to nie jedna, wielka
pokazówka kto co ma, co będzie miał i
Maciek po dwóch
wyproszony z b
ochroniarz chciał ju
błagał mężczyznę,
pracę. Ten niechętni
zdążył wyjść na p
siedział już w swo
silnik. Maciek wiedzi
stopa na gazie,
dopuszczalnej prę
światło, pisk opon i
na sam koniec...
niewinnego dzieck
duszyczki, śmierć os
bardzo mu zależało.
zeszłym roku.
Tamten kierowca t
domu. Chciał jak na
ciepłego mieszkania,
odpakować z pewno
od swojej młodej żo
zwolnić do tej chole
odłożyć telefon, roz
te kilka minut? Czy
Kilka gniewnych słó
śmierć dziecka - to
cena.
Wolski wszedł d
zatrzasnął za sobą d
tak nie wytrzyma. R
go od środka, ro
miażdżyła kości, śc
stukała w czaszkę. C
już, teraz, natyc
wspomnienia wrócił
uderzyły, zwalając m
ściągając płaszcza p
wyciągnął z niego t
Nie zawracając sobie
sprawdzeniem, jak
odkręcił butelkę i
połowę jej zawa
kanapę, szklącymi o
w brudne, dawno nie
Kiedy siedem lat tem
zmarła jego żona,
trzymał. Wiedział,
straty miał dla ko
malutką Sarę, k
opiekować, zapom